niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 9

Zapraszam do czytania i komentowania
~Nieznana

(z perspektywy Brendy)

Alisha w połowie zdania przerwała rozmowę, zaczęła nerwowo rozglądać się dookoła. Spojrzała znów w projekcję a z jej oczu dało się wyczytać iż ktoś ją obserwuje.
- Chwała Gai – powiedziała po czym przerwała połączenie
- Chwała Gai – szeptam w przestrzeń

Przyśpieszyłam kroku. Muszę przecież dotrzeć do tego zapchlonego miasta i to jak najszybciej… A po drodze jeszcze wymyślić jakiś plan przez który Nico przejdzie na stronę Gai.
Zdawałam sobie doskonale sprawę że jeśli nie dotrzymam terminu Gaja mnie ukarze… Musiałam pomyśleć gdzie iść czy do centrum miasta do jakiegoś sklepu albo bazaru czy raczej wrócić po Surikana i pojechać jak najszybciej do Enkeladoksa. Istniała jeszcze trzecia opcja, iść przed siebie aż dojdzie się do jaskini Cierpienia oddalonej (o zgrozo!) O 60 kilometrów od Montrealu. Lecz ona nie wchodziła na razie w grę… Mam Inne plany.

Dość długo szłam polnymi drogami. Co się dziwić? Z Surikanem noc spędziliśmy pod gołym niebem w lesie. Było to wręcz urocze miejsce, nie licząc tego że się nie wyspałam, co chwila coś mnie budziło albo bałam się że jakiś głupi potwór mnie nie rozpozna!

Włóczyłam się, nie znałam w ogóle terenu na którym przyszło mi egzystować w chwili obecnej. Mogłam chociaż wziąć mój piękny, cudowny telefon! Ale mówią że idiotyzm ojcem głupich a skleroza nie boli! Nie mylą się! Ale do żadnych z powyżej wymienionych rodzajów idiotyzmu nie należę.
Po południu dotarłam do Montrealu. Przez długi czas przemierzałam uliczki w poszukiwaniu jakiego kolwiek znaku, iż są tu moi sojusznicy. Ale tak jakby rzucać grochem o ścianę… Za złamaną drachmę odpowiedzi. Szłam wpatrując się bezmyślnie w szarawy chodnik. Ręce trzymałam w kieszeni spodni, szłam przed siebie nucąc jakąś, wymyśloną przeze mnie, melodię. Była nawet ładna…

No ale… jak się jest jedną nogą na Olimpie to łatwo wpaść na kogoś, gdy się idzie… A więc… Na czym to ja skończyłam? Aaa!!! Tak! Wpadłam na jakiegoś chłopaka. Miał może z 17 lat, zielone oczy wyglądające jakby ćpał i ubranie które chyba było już wszędzie. Począć liczyć od ACK (Amerykański Czerwony Krzyż)…

- Jak idziesz gówniaro! – Wydarł się

- Sam patrz jak idziesz nawaleńcu! – Wykrzyczałam mu w twarz a jako że mnie podminował, lekko mówiąc, wygarnęłam mu… Ale o tym za chwilkę.

- Co tak stoisz jak ta pieprzona jaśnie księżniczka? Przesuń się! – Był na max wkurwiony że Ja, ze stoickim spokojem się z nim kłócę.

- Sam się przesuń! Masz takie wielkie ego że ruszyć się nie możesz, czy w ciąży jesteś? Ja tam obstawiałabym to drugie bo takie wahania nastroju to ciąży towarzyszą, wiesz? Ale z łaski swojej zejdź mi z oczu i nie zatruwaj, pięknego krajobrazu, miasta swoją zniekształconą i szpetną mordą. Zatkało tanie rosyjskie kakao? To dobrze ale zejdź mi z oczu i przestać oddychać.
„Idiota nr 1”, tak zaczęłam go nazywać w myślach, patrzył się na mnie jak na wariatkę. Nic nie rozumiał z tego co do niego mówiłam. Żeby nie było niejasne. Ci co mają mózg jak orzeszek, są po prostu, komedią po potęgi giętej razy dwa!

-Eee… Yyy…. – Zaczął się jąkać, jakie to żałosne!

 – Dlaczego masz przestać oddychać? – Spytałam tonem zbliżonym do zera absolutnego – Bo zatruwasz mi powietrze! Więc z łaski swojej odsuń się bo roznosisz pewnie malarię i nie wiem co jeszcze. Jeszcze się zarażę jakąś wścieklizną – zadrżałam z obrzydzenia i cofnęłam się o jeden krok.
Szuja, być i imbecyl czyli 3w1 podrapał się po głowie… Czekajcie czyli on jednak ma coś pod tą swoją pustą mózgownicą… Pewnie pleśń albo zgniliznę bo na orzecha bym nie liczyła.

- Ja ten… tego… pieprz się*! - wrzasnął

Mocniej zacisnął szczęki… Jak ja lubię wkurwiać ludzików. Szczególnie takich mało kumatych.

- Co gałami świecisz? Nie zrozumiałeś nic z mojego wykłady na temat twojej głupoty sięgającej Mount Everestu? To ja jeszcze dopowiem że moje IQ traci na wartości w twoim towarzystwie więc, znaj moją łaskę i wypierdalaj albo nie ręczę za odruchy.

„Idiota nr 1” wszedł mi z drogi po mojej pięknej wypowiedzi.

(Perspektywa Nica)

Siedziałem na przystanku i czekałem na autobus. Tak, wiem, mogę podróżować cieniem ale wtedy szybciej wyczują mnie potwory a jak na razie mam ich dość. Lekko mówiąc. Siedziałem na tej ławce dobre trzy godziny… musiałem pomyśleć… Brenda, ta Brenda która zawsze potrafiła mnie rozśmieszyć. Ta Brenda która była moim totalnym przeciwieństwem i tak. Ta Brenda która była moją jedyną a zarazem prawdziwą przyjaciółką… W głowie moje myśli prowadziły wojnę. Albo chciała się zemścić za rozpieprznie* życia albo znienawidziła bogów jeszcze bardziej niż tytanów więc wybrała to „mniejsze” dla niej zło.

- Przepraszam siedzi tu ktoś? – Zapytał ktoś… jego głos dał mi do myślenia

- Nie, siadaj – odpowiedziałem jak w amoku, lecz gdy tylko spojrzałem w górę zobaczyłem obiekt moich rozmyślań…

To ona, Brenda. Włóczyła się po Montrealu aż natrafiła na mnie!
- Masz mi coś może do powiedzenia? – Spytałem dziewczynę, a ta spojrzała na mnie najpierw jak na idiotę a później załapała z kim rozmawia…
- Nico!!! To ty! Jak ja się cieszę że Cię widzę! Byłam z Surikanem na prze
jażdżce ale ten koń tak pędzi że nawet nie wiedziałam kiedy byłam w Montrealu. Wiesz może czy reszta wyruszyła już na misję? – rozpaczała ciągle patrząc to na mnie to na chodnik… Co w nim takiego ciekawego?
- Wyruszyli dzisiaj rano. Dotrą tutaj jutro rano może po południu. – Odpowiedziałem

Pogrążyłem się we wspomnieniach…

Mój pierwszy dzień w Obozie, gdy Bianca została łowczynią. Spotkanie Brendy w Central Parku… Oblała mnie wtedy, przez przypadek, trzymaną w ręce coca - colą. Moje spodnie wtedy bardzo, ale to bardzo ucierpiały… Wyglądały jak siedem nieszczęść!

Zaśmiałem się pod nosem, przez co czarnowłosa spojrzała na mnie jak na wariata.

- Z czego rżysz? – Zapytała bez ogródek

- Właśnie przypomniałem sobie jak wpadłem na ciebie w Central Parku. Wylałaś wtedy na mnie zawartość puszki coca - coli… - przerwałem bo nie chciałem kończyć myśli ale Ren* była tak łaskawa i wypowiedział to zdanie za mnie.

- I Ty wtedy wyglądałeś jakbyś się zlał! – zaczęła się śmiać – Mia… ałeś n… na tych two… oich jasnobrązowych szo… ortach ciemniejszą plamę!!! – wydusiła z siebie pomiędzy spazmami śmiechu. Ina dosłownie płakała.
Usłyszałem huk.

Spojrzałem na Brendę. Co za nieszczęście!!! Nie! Nie! Nie! Tylko nie to! Dlaczego ona?
- Co tak stoisz i patrzysz się jak wół w malowane wrota? Pomóż mi wstać. – jak zwykle Królowa Sarkazmu

- Ale to nie ja spadłem z hukiem (jakby Warszawę bombardowali) z ławki na chodnik. I to nie ja wciąż zaśmiewam się z przyjaciółki. – podałem dwa powody. Powinny jej wystarczyć.
Wyciągnąłem do niej rękę którą po chwili złapała. Gdy wstała otrzepała się i doprowadziła do względnego porządku. Prawie…

- Brzu… Brzuch mnie boli. – powiedziała wycierając łzy które nagromadziły jej się w kącikach oczu.

- Przecież to nie ja tarzałem się przed chwilą po ziemi jak głupi i szczerzyłem śnieżnobiałe ząbki w uśmiechu. – Powiedziałem z sarkazmem przeklinając Mojry za taką przyjaciółkę… No weźcie! Ja życia przez tą wariatkę nie mam!

Brenda usiadła po turecku na ławce, zwróciła się w moją stronę po czym dała mi pstryczka w nos. Zaśmiała się perliście. Brenda tak pięknie się śmiała… Myślałem… znowu…

- Nick? – szepnęła

- Hmm? – odchrząknąłem nawet na nią nie patrząc

- Nie chce Ci przeszkadzać w rozmyślaniu ale mamy ważniejsze sprawy do załatwienia. Mówię tu o lwie nemejskim który ciągle się nam przygląda. A w szczególności tobie. Coś czuję że będziesz miał kłopoty i to niezłe… - powiedziała a ja dopiero wtedy ocknąłem się.

Po chwili dotarł do mnie sens jej słów…

Lew nemejski się na nas gapi. O ja pierdole!!!

Chwilę później trzymałem w prawej ręce miecz ze styglijskiego żelaza. Już miałem biec naprzeciw potworowi gdy powstrzymała mnie Brenda ciągnąc za koszulkę.

- Nie – syknęła

- Dlaczego? – spytałem

- On nam nic nie zrobi, ale im owszem – wskazała palcem na dwójkę dzieciaków podobną do siebie jak dwie krople wody, mieli na oko dwanaście lat

***

Każdy KOMENTARZ = ROZDZIAŁ w jak NAJSZYBSZYM tempie!

Pieprz się* - Paula wiesz o co mi chodzi, nasz głupi klesza z klasy… domyślasz się? To jego podstawowy tekst, jak ja go lubię wkurzać… Mam później taką wielką chorą satysfakcję…
Ren* - przezwisko Brendy, nadane przez Nica