piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 6

Zapraszam do czytania i komentowania.
Przepraszam was, ale przez ten tydzień rozdział nie będzie ponieważ wyjeżdżam.
 Spodziewajcie się rozdział po przyszłym piątku.

~Nieznana

Stałam na pustej polanie.
- Mam wrócić do Obozu? – spytałam Gaję
- Oczywiście że musisz wrócić, za kilka dni wyruszysz na misję a gdy dotrzesz do góry Mount Diablo zdradź ich. Zniknij w nocy, pójdź do Enkeladoksa, giganta który pokona Atenę. Zastaw na nich pułapkę. Będą przynętą po której dotrze do nas ta córka Ateny i inni herosi którzy próbują mnie na nowo uśpić.
Rozejrzałam się dookoła
- Czy w obozie mam jakichś sprzymierzeńców?
- Tak, około siedemdziesięciu. Dzieci Nike oraz Nemezis bo ich jest najwięcej pomogą Ci uwięzić  Percy’ego Jacksona, Jasona Grace i Nicolasa di Angelo. Oni najbardziej nam zagrażają.
- Gajo co z Obozem Jupiter?
- Nie martw się o to. Moja sługa, Leah córka Eola, z Obozu rzymian zajmie się tym. Gdy wzniecicie bunt on dołączy do ciebie córko nocy. Będziecie dowódcami. Znajdziesz ją na górze. Na górze Mount Diablo… Mount Diablo… Mount Diablo… - dało się słychać echo ostatnich słów, przeszedł mnie dreszcz
Wyobraziłam sobie Obóz Herosów. Zobaczyłam te same czarne drzwi które otwierały się ukazując miejsce w którym chciałam się znaleźć. Przekroczyłam próg, stałam przed domkiem Nyks. Zauważyłam że wszyscy obozowicze kierują się w stronę amfiteatru. Jaka ja jestem głupia! Dziś ognisko!
Jako jedyna siedziałam na ławce Nyks. Zazdrościłam trochę dzieciom innych bogów tego że mają rodzeństwo, że nie muszą siedzieć same przy posiłkach, tego że razem mieszkają, ale to już przeszłość.
Kilka dziewczyn od Apollina wstało z ławki i zaczęło śpiewać piosenkę:
Kelly Clarkson: Stronger

You know the bed feels warmer
Sleeping here alone
You know I dream in color
And do the things I want

You think you've got the best of me
Think you've had the last laugh
Bet you think that everything good is gone
Think you left me broken down
Think that I'd come running back
Baby you don't know me
'Cause you're dead wrong

What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone
What doesn't kill you makes you fighter
Footsteps even lighter
Doesn't mean I'm over 'cause you're gone.

What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone

You heard that I was starting over with someone new
They told you I was moving on over you
You didn't thing that I'd come back
I'd come back swinging
You try to break me but you see

What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone
What doesn't kill you makes you fighter
Footsteps even lighter
Doesn't mean I'm over 'cause you're gone.

What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone

Thanks to you I got a new thing started
Thanks to you I'm not the broken hearted
Thanks to you I'm finally thinking about me
You know in the end the day I left was just my beginning
In the end...

What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone
What doesn't kill you makes you fighter
Footsteps even lighter
Doesn't mean I'm over 'cause you're gone.

What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone

What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone

Gdy skończyły śpiewać, ze swojego miejsca wstał Chejron.
- Drodzy obozowicze! – zagrzmiał – Nasza wyrocznia, Rachel wypowiedział dziś przepowiednię. Moja droga mogłobyś powtórzyć?
Wyrocznia skinęła głową, wstała ze swojego miejsca podeszła do Chejrona i zaczęła mówić

Ziemia i niebo się budzi
Zagrożenie wielkie niesie to dla ludzi
Szpieg  jest już wśród nas
Musicie odwiedzić Wieczny Las
Lira, zwycięstwo, zboże, wojna i noc
Zdrajca ma ogromną moc
To heros nieśmiertelny
Gai i Uranosowi wierny
Zdradzi was niedługo
Bo to on jest sługą

Ja muszę zdradzić, muszę szpiegować.
- Kolejna wielka przepowiednia. – powiedział Chejron – Annabeth? Co o tym sądzisz?
Córka Ateny wstała z ławki przeznaczonej dla dzieci bogini mądrości.
- Dwa pierwsze wersy mówią dokładnie że Gaja i Uranos już się przebudzają, a co za tym idzie są niebezpieczeństwem dla bogów, herosów i ludzi.
Chejron pokiwał głową.
- Przepowiednia mówi o szpiegu, czyli kimś kto jest  już łącznikiem z Gają i Obozem. Prawdopodobnie już wysyła informacje. Natomiast Wieczny Las to albo świątynia Artemidy albo las deszczowy. Kolejne linijki mówią o tym że ktoś zdradzi nas niedługo bo służy tytanom.  – Córka Ateny zajęła miejsce obok swojego brata Malcolma.
- Wiemy na pewno – zaczął Chejron – że na misję musi pojechać dziecko Apolla. Ktoś chętny?
Jedna osoba podniosła rękę.
- James, dobrze, chodź na środek. A teraz ktoś od Nike.
W górę powędrowały trzy dłonie.
- Julie jesteś za młoda - powiedział do dziewczyny mającej na oko jedenaście lat i zwrócił się do grupowego -  Liam byłeś na dwóch misjach daj szansę innym – jego wzrok padł na trzecią osobę – Alisha zapraszam. – dziewczyna była wyraźnie uradowana decyzją Chejrona, może mi się wydawało ale ona miała dokładnie taką samą jak ja bransoletkę.
 - Demeter?
Dwie osoby chętne.
- Nie. Ty Jenny na pewno nie jedziesz. Liam chodź. – zawołał chłopaka – A teraz ktoś od Aresa?
Wszyscy chętni
- Wy czterej macie karę. Paul – wywołał chłopaka – Od Nyks mamy tylko Brendę
Powędrowałam do Chejrona…
- Wyruszycie jutro o świcie. Proszę jeszcze dziś wybrać sobie pegazy.

Godzinę później

Siedziałam przed domkiem Nyks. Nie mogłam spać, śnił mi się Nico, Selina i Leo. Byli przykuci do ściany kajdanami z niebiańskiego spiżu.
- Jak mogłaś? – spytał Nico – A ja Ci ufałem.
Skupiłam wzrok na pasących się oddali pegazach.  Nocą wychodzą z boksów i spacerują po obozie.
Jakiś czarny kształt przemknął mi przed oczami. To coś biegło, tego byłam pewna. Ruszyłam w pościg.

***

Eol – bóg wiatrów. Rzymska forma: Eol
Każdy KOMENTARZ = ROZDZIAŁ w jak NAJSZYBSZYM tempie!

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 5

Zapraszam do czytania i komentowania

Z dedykacją dla mojej przyjaciółki – Julki która zawsze hamowała moje odpały

~Nieznana

Nie, nie ja nie chcę, on jest przyjacielem, nikim więcej! Szybko złapałam go za rękę i przerzuciłam sobie przez ramię.
- Może byłabyś skłonna nie stosować wobec mnie chwytów karate? To boli, szczególnie jak rąbnie się o beton. – powiedział leżąc na ziemi
- Mógłbyś czasem ogarnąć się i przestać wszystko komentować?
- To nie leży od jakiegoś czasu w mojej naturze.
Elf który urwał się z orszaku świętego Mikołaja podszedł do mnie i zaczął podśpiewywać melodię marsza weselnego!!! On to jest palnięty, walnięty, niezrównoważony i głupi!
Mord Leona Valdeza… trza obmyślić plan… tak, tak, tak, tak!
Żaróweczka w mojej głowie o nazwie: „Valdez właśnie przekroczył granicę” zapaliła się czerwonym światłem

Chciałam stąd uciec, jak najdalej. Słońce już dawno zaszło a ja chciałam znaleźć się gdzieś gdzie będę sama. Zobaczyłam przed sobą drzwi. Czarne otwierające się drzwi a za nimi…

Las. Piękny las z mnóstwem drzew oświetlany ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Przeszłam przez próg. Byłam w tym pięknym lesie który wydawał mi się dziwnie znajomy. Widziałam wszystko doskonale, w oddali nie było nikogo. Niepokoiła mnie jednak myśl że kiedyś na pewno widziałam to miejsce, nie wiedziałam czy tu byłam czy raczej śniło mi się to. Ale wiedziałam że jest to związane z moją matką.

Chciałam to przemyśleć w samotności. Nie chciałam mieć teraz chłopaka. Byłam na to ewidentnie za młoda. A co do Leona, on… był dla mnie tylko i wyłącznie przyjacielem. Nikim więcej a o miłości nie chce na razie w ogóle słyszeć. Moje rozmyślanie przerwało wołanie…
- Brendo… chodź do mnie… pomóż mi! – na pewno była to kobieta. Ona mnie wołała.
- Brendo… dołącz do mnie… dołącz do swojej matki… to twój obowiązek… Brendo… pomóż mi… pomów swojej matce… pomóż samej sobie.
- Brendo… dołącz do mnie… pomóż mi… zostaniesz najważniejsza… zostaniesz wolna…  dam ci władzę… dam ci nieśmiertelność… dam Ci wszystko czego tylko zapragniesz… zostaniesz boginią… jedyną boginią nowej ery - wołała
Coś mówiło mi że nie powinnam w ogóle słuchać tego nawoływania. Coś co chyba miało rację przywoływało mnie w jakimś stopniu do porządku. Ale z drugiej strony… byłabym najważniejsza, byłabym nieśmiertelna. Byłabym boginią, byłabym wolna od wszystkiego, miałabym nieograniczoną moc...

Wstałam spod drzewa, otrzepałam się z sosnowych igieł i zaczęłam zmierzać w kierunku z którego dochodził głos.
- Tu jestem Brendo… - znów z innego kierunku wołała mnie ta kobieta– przysięgnij mi posłuszeństwo a dam Ci nieśmiertelność! Przysięgnij na Styks! – zagrzmiał głos pośród drzew
- Brendo… złóż przysięgę… Brendo… wyrzeknij się bogów… to oni zepsuli twoje życie… zemścij się wraz ze mną! Przysięgnij a ja uczynię Cię boginią
- Naprawdę? Zdołasz to zrobić? – spytałam rozglądając się
- Oczywiście że zdołam – zapewniła – a teraz złóż mi przysięgę wierności, złóż przysięgę Gai i Uranosowi! Uklęknij i przysięgnij wierność Ziemi i Niebu– poleciła
Powoli uklękłam na ściółce na dwa kolana i wyrecytowałam przysięgę…
- Ja Brend di Angelo wyrzekam się wszystkich bogów olimpijskich z wyjątkiem tych którzy służą Gai i Uranosowi. przysięgam im wierność bo to oni są prawowitymi władcami świata! – wykrzyczałam w las. Ptaki siedzące na gałęziach drzew w całym lesie wzbiły się w powietrze i uciekły w popłochu jak najdalej od tego miejsca.
- Moja sługo – zwróciła się do mnie Gaja – masz tutaj bransoletkę za pomocą której skontaktujesz się ze mną. I pamiętaj, musisz zdradzić dopiero w odpowiednim czasie…
Spojrzałam na srebrną bransoletkę leżącą przede mną.
Podniosłam ją i w tej samej chwili rozbłysłam jasnym światłem.
- Brendo, teraz jesteś jak Łowczyni Artemidy tej dziewicy która cięgle biega po moich lasach i bezcześci moją piękną ziemię. Na razie możesz umrzeć tylko gdy zostaniesz zraniona, lecz nikt Cię nie otruje, nie zachorujesz na żadną chorobę, ani nie zestarzejesz. Jesteś teraz moją sługą. Sługą Gai!

***

Każdy KOMENTARZ = ROZDZIAŁ w jak NAJSZYBSZYM tempie!

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 4

Zapraszam do czytania i komentowania.

Z dedykacją dla: Mrs. Messi Sanchez, Victorii Silverrose i gosi ka.

Dziękuję za wasze komentarze

~Nieznana

Od jakiegoś czasu wpatrywałam się w hologram unoszący się nade mną. Przedstawiał on… czarne wielkie skrzydła i wieniec maków. Wiedział m kogo to atrybuty. Byłam córką Nyks, pani nocy.
- Witaj Brendo di Angelo córko pani ciemności, nocy, księżyca i gwiazd, Nyks – powiedział Michael, ale gdy te słowa zostały przez niego wypowiedziane zabolały mnie plecy. Skóra na nich bolała tak niemiłosiernie jakby ktoś pociął ją nożem. Upadłabym gdyby nie syn Nemezis który złapał mnie za rękę i podtrzymał w pozycji stojącej.
- Ty   ma-asz   skrzy-ydła – wyjąkał
- Można je schować?
- No-o, tak tylko pomyśl o-o czymś co się zamyka, dobra? Po schowaniu na plecach pojawi ci się tatuaż skrzydeł.
Książka, pierwsze co przyszło mi do głowy. Codziennie ją otwierałam i zamykałam i to wiele razy. Znów ten ból. Skrzydła maleją, wrastają się w skórę i znikają.
Puścił moją rękę a ja nie mogąc złapać równowagi zachwiałam. Gdy opanowałam z powrotem stanie odwróciłam głowę do tyłu. Naprawdę miałam skrzydła, czarne jak noc duże skrzydła.
Wokół nas zaczęli zbierać się obozowicze którzy chyba za bardzo zainteresowali się wydarzeniami przed bramą. Nie powiem było ich już koło trzydziestu a niektórzy jeszcze dochodzili. Przez tłum przepchnęła się blondynka o szarych oczach i stanęła obok czarnowłosego chłopaka. Oboje wyglądali na takich co są tu już od dawna.
- Michael, zaprowadzisz ją do domku dwudziestego pierwszego? – spytała – A jeśli chodzi o skrzydła to możesz latać. Dzieci Tanatosa powinny  cię nauczyć. Idźcie już
- Dobra Annabeth, to idziemy, pokażę ci obóz – zarządził Michael
Wnerwił mnie, czy niejasno się wyraziłam?
- Nigdzie z tobą nie idę. Czekam na Nica pod trzynastką. Ktoś mnie tam zaprowadzi czy metodą prób i błędów mam znaleźć drogę sama?
Ludzie którzy zebrali się wokół mnie zaczęli szeptać.
- Ty znasz Nica? – dało się słyszeć pytanie jednego z zebranych gapiów
- Ile razy mam powtarzać że to mój przyjaciel a teraz z łaski swojej niech ktoś mi powie gdzie jest domek trzynasty.
- Ja cię oprowadzę po obozie. –  no nareszcie ktoś normalny. Spostrzegłam że głos należał do dziewczyny na oko czternastolatki, była dość wysoka, nosiła pomarańczową koszulkę z napisem: „Obóz Herosów” i dżinsowe spodenki. Jej czarne włosy spływały kaskadami na ramiona, oczy można było porównać do plaży bo były złociste. – Jestem  Selina, córka Nike, wiesz bogini zwycięstwa.
Plecak zarzuciłam na plecy, przedarłam się przez tłum ciekawskich osobników w większości rodzaju męskiego i ruszyłam za Seliną, ona szła pierwsza co chwila opowiadając historię pewnego budynku który mijaliśmy po drodze, czy tłumacząc co się tutaj wyprawia. Zapoznawała też ze mną innych obozowiczów.
- To Leon Valdez syn Hefajstosa, muszę ci jeszcze… - nie skończyła zdania bo chłopak mający z siedemnaście lat przerwał jej z premedytacją. Przyjrzałam mu się. Wyglądał jakby urwał się z orszaku latynoskiego świętego Mikołaja, miał elfie rysy i był cały umorusany olejem.
-Jestem Leo – wyciągnął rękę którą niepewnie uścisnęłam.– albo twój przyszły mąż – poruszył znacząco brwiami
- Przykro mi Leo ale my już musimy iść dalej, później pogadacie – powiedziała i zaciągnęła mnie w stronę domku w którym będę teraz mieszkać.
Był to duży domek, ściany z zewnątrz zostały pomalowane na czarno. Drzwi zdobiła płaskorzeźba przedstawiająca gwiazdy i księżyc. Była ona tak realistyczna że omal nie weszłam w drzwi, nad nimi wisiał jeden z atrybutów mojej matki, wieniec maków. Walnęłam mój plecak gdzieś w kąt tarasy przed domkiem bo bardzo bolały mnie plecy. Po dokładniejszych oględzinach drzwi nie dostrzegłam klamki, więc albo była ukryta, albo wejście było gdzie indziej, albo w co naprawdę wątpiłam przez drzwi musiało się przejść by dostać się do środka
- Selino? Jak ja mam tam wejść? – spytałam zażenowana obecną sytuacją
- A, te drzwi się nigdy nie otwierają bo są magiczne i aby wejść do domku musisz przejść przez nie. – powiedział to tak jakby było to czymś oczywistym
„Fajna koncepcja, zakładam że to Valdez na to wpadł, teraz będę oglądać deski od środka jak cudowni” pomyślałam
Podeszłam bliżej i dokładniej przyjrzałam się drzwiom. Wyciągnęłam przed siebie rękę i powoli włożyłam ją w drzwi. Znikła. Cała moja dłoń znikła w drzwiach a ja dokładnie widziałam co znajduje się w środku. Stały tam łóżka z białą pościelą. Biurko chyba z hebanowego drewna, stolik, krzesła, sofa, i całe szczęście był tam laptop! Jupi! Aż mi się mordka cieszy! Ale gdy tylko miałam wejść do domku ktoś przerzucił mnie sobie przez ramię i zbiegł ze schodów.  Zaczęłam walić pięściami w plecy nienormalnego, pojebanego zboczeńca jednego!
- Jestem hardcorem! Złapałem mordercę czarnych plecaków!
- Ej! – zorientowałam się że to Nico mnie trzyma –ten plecak jeszcze żyje! - zaprotestowałam
- Co z tego? Jego dusza i tak niedługo trafi do Podziemia
„Aha” pomyślałam
- Co jak co ale ty jesteś szalony –właśnie w tym Momocie zdałam sobie sprawę że z perspektywy innych obozowiczów musi to wyglądać komicznie. – A teraz mnie postaw!
Kątem oka zauważyłam jak dzieciaki od Nike wyciągają forsę kieszeni i robią zakłady. Udawali że w ogóle się na mnie nie gapią. Cóż, zakładają się o to czy się pocałuję z nim czy nie... Nico postawił mnie na ziemi a ja zrobiłam krok do przodu… zakręciło mi się w głowie i pewnie wyglądałam wtedy jakbym się czegoś napiła. Istny ze mnie alkoholik.
- Coś mi się wydaje że za dużo dziś wypiłaś. – powiedział Nico
Nasze twarze dzieliły centymetry…

***

Następny rozdział jak będziecie grzeczni.
Każdy KOMENTARZ = ROZDZIAŁ w jak NAJSZYBSZYM tempie
Piąty rozdział gotowy...
Zastanawiam się czy nie zacząć pisać też na wattpadzie

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 3

Zapraszam do czytania i komentowania.

Dedykuję ten rozdział największemu hardcorowi świata – mojemu bratu – Peter’ owi

~Nieznana

Jechałam taksówką dość długo.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział a ja szybko zdjęłam słuchawki z uszu, pogrzebałam trochę w plecaku i wyciągnęłam z niego 100 dolarów. Wyręczyłam taksówkarzowi, zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam przed siebie ciągle pamiętając że mam się nie odwracać.
Drzewa rosnące gęsto w tym lesie wydawały się żywe, tak jakby chodziły albo co najmniej żyły w nich driady. Na pierwszy rzut oka był to zwykły las. Nic nie przypominało mi takich „dziwnych” miejsc jak te niektóre w horrorach. Odwróciłam się do tyłu ale taksówki już nie było. Szłam… ścieżką… przez… las… do… jakiegoś pola truskawek… sama… Nie powiem, bałam się, bałam się spojrzeć przed siebie, w bok czy za siebie. Bałam się tego co mogłam zobaczyć.
Szłam przez ten las, mroczny, straszny las. Co chwilę słyszałam jak coś szeleściło w krzakach, jak jakaś gałązka się „sama” łamała. Czułam w duchu że ktoś się za mną skrada albo mam halucynacje. Nico powiedział żę mam nie oglądać się za siebie. Fajnie! Jak niby mam to zrobić skoro panicznie boję się chodzić do lasów?
Wszechogarniająca  cisza jaka panuje w lesie zaczynała mnie wkurzać, brakowało mi zgiełku miasta, szumu jadących aut i odgłosu wielu rozmów. Cisza, było cicho, no nie licząc dzięcioła stukającego w drzewo, szeleszczenia, trzaskania gałęzi, szurania moich trampek i szumu wiatru.
Nagle coś za mną się poruszyło. Podskoczyłam i o mało nie odwróciła się do tyłu. W myślach powtarzałam sobie: „Nie, nie Brenda nie odwracaj się!!! Co mówił Nico? Masz się nie odwracać za siebie. Wytrzymaj i idź przed siebie”. Odetchnęłam ale zaraz mój oddech przyśpieszył bo wokół mnie rozległ się skowyt, wilków? Dzikich Psów? Czego? Jakie jeszcze zwierzę wyje?
 Ruszyłam biegiem przed siebie. Czułam że jeśli tego nie zrobię odwrócę się. Moje stopy odbijały się od ściółki. Szybko oddychałam, wdychając do płuc zapach lasu. Wycie nie ustawało a ja byłam tak przerażona że nie zważają ca nic pędziłam przed siebie. W oddali coś połyskiwało, byłam już trochę bliżej, wytężyłam wzrok i zauważyłam że jest to brama. Duża brama ozdobiona różnymi rzeźbami. Napis na niej dał mi wiele do myślenia… Obóz Półkrwi, Pół-krwi? Że niby co? Jaja sobie robią.
Jeszcze kilkanaście metrów… Szybciej Brenda! Szybciej!!! Dodawałam sobie otuchy w duchu. Już niedaleko… za chwilę będziesz. Czułam że moje ciało się poddaje, nie pobiegnę dalej. Nie!!! Ja muszę biec!! Jak najdalej od tego cholernego lasu!!! Jak najdalej od wycia, skowytu i tego lasu!!!
Przekroczyłam bramę i w tej samej chwili rozległ się gong. Ktoś zeskoczył z drzewa i przybiegł do mnie. Ja schyliłam się i położyłam ręce na kolanach. Dostałam zadyszki. Jestem krótkodystansowcem! Nie biegam w maratonach!
- Co się stało? Dlaczego tak biegłaś? – spytał jakiś chłopak wyglądający na piętnaście lat kucając obok mnie
- Ja… muszę… do Chejrona… Nico… mi… kazał… powiedział… żebym… czekała… na niego… przed… trzynastką
- Znasz Nica di Angelo?
Pokiwałam głową.
- Jak masz na imię? – widząc mój wzrok dodał – Jestem Michael, syn Nemezis
- Chwila, powiedziałeś że jesteś synem Nemezis tej od zemsty?
- Tak, bogowie olimpijscy istnieją, powiedz czy kiedykolwiek czytałaś mitologię grecką? – przytaknęłam – To dobrze, zrozum te wszystkie mity wydarzyły się naprawdę. Wszystkie potwory jakie kiedykolwiek widziałaś były prawdziwe. - chyba nie lubił towarzystwa dziewczyn było to po nim widać.
- Ten wielki mastiff też? – zaciekawiłam się
- Spotkałaś piekielnego ogara, chyba cudem uciekłaś? – był trochę za ciekawski - Dobra, rozgaduję się ale powiedz mi jak masz na imię, przedstaw się – zachęcał mnie
- Brenda di Angelo mam czternaście lat, mieszkałam z tatą w Nowym Jorku.
- Kolejny anioł? Znaczy się, jesteś jego siostrą? Jesteś siostrą Nica di Angelo?– wydawał się zakłopotany
- Nie, jesteśmy kuzynami, z tej samej rodziny. Maria di Angelo to moja prababcia. – wyjaśniłam
- A Nica matka. – szepnął
- Co proszę? - zapytałam
- Lepiej chodźmy do Chejrona. – w pewnej chwili Michael zatrzymał się, patrzył na coś nad moją głową - O rany… TY? Ale jak?
Wpatrywał się w coś nad moją głową, od razu wiedziałam że coś ważnego się stało.
- Co się stało teraz właściwie? – spytałam
- Uznał cię twój boski rodzic, wiesz kogo to atrybuty? – spojrzałam w górę i ujrzałam…
***
 Każdy KOMENTARZ = rozdział w jak najszybszym tempie

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 2

Zapraszam do czytania i komentowania
~Nieznana

Patrzyłam oniemiała na Nica który po drugiej stronie ruchliwej ulicy walczył mieczem czarnym jak obsydian z wielkim mastiffem! Ruszyłam biegiem w jego stronę, mój mózg krzyczał: „Spierdalaj póki możesz!” lecz ja posłuchałam instynktu.
Rzuciłam się do szaleńczego biegu na drugą stronę ulicy. Samochody zatrzymywały się z piskiem opon a rozzłoszczeni kierowcy rzucali pod moim adresem pewne przekleństwa. Nie zwracałam na nic uwagi, pędziłam przez dwie ulice które tak naprawdę były autostradą. Gdy byłam w połowie drogi do Nica o mało nie potrącił mnie facet jadący w mazdzie.
- Dziewczyno tu nie ma przejścia dla piechurów!!! – darł się mężczyzna w granatowym garniturze, jego złość minęła gdy przyjrzał mi się uważniej, na pewno poznał że jestem córką Warrena di Angelo, wszyscy miłośnicy aut że tak to ujmę go znają – Ty jesteś Brenda di Angelo? Córka tego miliardera? Warrena di Angelo? Nie no – przeczesał swoje czarne włosy dłonią, wyglądał na trzydzieści pięć lat.
- Proszę się ode mnie odczepić! Przechodziłam przez ulicę i tyle. – miałam zamiar rzucić w stronę tego faceta jeszcze jakieś cięte riposty ale pochłonęła mnie misja.
- Nico! Uważaj z tobą!! – nie  byłam pewna czy chłopak poradzi sobie z dwoma psami wielkości konia! Może były nawet i większe? Zawsze uważałam ze w nocy widzę lepiej niż w dzień. To pewnie dlatego że jestem mocnym Markiem…
- Brenda do lasu!!! Uciekaj ja za chwilę cię dogonię! – krzyczał z drugiej strony ulicy mój przyjaciel broniąc  się swoim czarnym mieczem przed łapą potwora.
Stanęłam na chodniku i szaleńczo wymachiwałam ręką na jadące taksówki. Całe szczęście jedna z nich szybko się zatrzymała.
- Nico gdzie mam jechać? – spytałam
Czarnowłosy między wymienianiem ciosów z wielkim „psem” wydarł się tak głośno, tak że chyba pół stanu Nowy Jork go usłyszało.
- Na Long Island! Pole truskawek! Później do ciebie dołączę! Idź przez las i nie odwracaj się za siebie!
Znów atakował, musiałam przyznać że bardzo dobrze walczył.
- Ale…
- Żadnego ale! Masz iść i się nie odwracacza siebie… w lesie, gdy przejdziesz bramę idź do Chejrona… a później czekaj na mnie przed… domkiem trzynastym.
- Przed domkiem numer – pokiwał głową – trzynaście, tak?
- Tak, pytaj się tylko o to gdzie jest Chejron… i gdzie jest domek trzynasty… Poczekaj w nim na mnie.
Spojrzałam na niego, i powiedziałam nieme ”pa”. Na pewno zrozumiał, przecież znaliśmy się od dawna, ale on nigdy nie mówił mi o tym gdzie mieszka. Na polu truskawek? To robiło się trochę dziwne najpierw miecz, później mastiff, teraz pola truskawek…
- No już – ponaglił mnie – wsiadaj.
Otworzyłam drzwi żółtej taksówki i wsiadłam do środka, patrzyłam jeszcze jak mega mastiff rozsypuje się i zostaje z niego kupka kurzu czy pyłu. Nico szedł w stronę drzew w parku, wszedł w jedno i zniknął.
- Gdzie jechać? – spytał uprzejmym oraz miłym głosem kierowca taksówki
- Na Long Island, Pola truskawek.
- Na pewno? Jest panienka pewna?
- Oczywiście – odparłam, byłam nieco zażenowana ciekawością kierowcy.
***
Każdy KOMENTARZ = rozdział w jak najszybszym tempie

Rozdział 1

Zapraszam do czytania i komentowania
~Nieznana
Dedykuję rozdział mojej BFF

Dzzzzzzzzzzzzzzzzzzzyń!!!
Dzzzzzzzzzzzzzzzzzzzyń!!!
Dzzzzzzzzzzzzzzzzzzzyń!!!
Dzzzzzzzzzzzzzzzzzzzyń!!!
 - Jeszcze tylko minutka – mruknęłam nie do końca przebudzona.
Złapałam telefon i wyłączyłam go, tak było najłatwiej.
- Ja znam twoją minutkę Natalis – powiedział ktoś, od razu rozpoznała ten głos
Rozejrzałam się po pokoju, mój wzrok spoczął ma postaci stojącej w drzwiach.
- Nie! – jęknęłam
- Brenda! I tak musisz wstać! – powiedział Nico
- Przecież powiedziałam że jeszcze minutkę!!!
Chłopak westchnął i podszedł do mnie.
Przez chwilę stał nade mną a później złapał moją kołdrę, otworzył drzwi na balkon, wyszedł i wyrzucił kołdrę! Wyrzucił moją kołdrę! O rzesz ty!!!
- Ja cię zamorduję!!!
- Zawsze tak mówisz a dobrze wiesz że ta groźba jest niemożliwa do spełnienia – wyszeptał wzruszając ramionami
Wstałam z łóżka i spojrzałam na moją pidżamę. Była to biała bluzka z czaszką mojego chłopaka, w nocy nie mogłam znaleźć swojej więc czysty podkoszulek Nica ją zastąpił, mówiąc prawdę to sięgał mi on do połowy ud.
Nico stanął przede mną i przeczesał włosy dłonią, zawsze tak robił gdy był zdenerwowany.
- Co się stało? – zapytałam – Jesteś zdenerwowany, czyż nie tak?
Mój wzrok spoczął na czymś przypiętym do jego pasa
- Po co ci to? – spytałam wskazując miecz schowany w pochwie.
- Ty go widzisz? – zapytał zdezorientowany
- Nie, widzę scyzoryk – odparłam naburmuszona
- Dobra, czyli chyba pora przejść się na spacer, weź spakuj trochę potrzebnych rzeczy, ubrań, kosmetyków. Masz. – odpowiedział i rzucił w moją stronę duży czarny plecak.
- Możesz na chwilę wyjść? – przecież on nie będzie w pokoju gdy będę się przebierać
Drzwi zamknęły się a ja zostałam sama. Podeszłam do szafy wyciągnęłam z niej niebieskie jeansy i czarną podkoszulkę z nadrukiem księżyca oraz wyjącego do niego wilka. Wyjęłam z szafy jeszcze dwie pary spodni długich, dwie pary szortów, bluzę, dwie czarne koszulki, granatowe trampki, czarne japonki całą moją kosmetyczkę, bieliznę, niebieski ręcznik, gumki do włosów i moją książkę „Igrzyska Śmierci”. Plecak położyłam w kącie pokoju.  Szybko wciągnęłam na siebie ubrania i poszłam do łazienki żeby przypudrować powieki czarnym pudrem i czarną kredką do oczu dostawić stanowczą kreskę. Przejrzałam się w lustrze. Moje czarne z kilkoma białymi pasemkami włosy spływały z ramion kaskadami. „Jest dobrze” pomyślałam, po drodze zarzuciłam plecak na jedno ramię i ruszyłam do windy by szybko dotrzeć do kuchni która mieściła się na trzecim piętrze wieżowca.
Wsiadając do windy przypomniało mi się że miałam powiedzieć tacie by zmienił tą głupią piosenkę „Dwa Światy” była taka beznadziejna że aż uszy bolały! Dlaczego nie mogłabym słuchać teraz Lucy Hale : Extra Ordiniary Aldo Stonger Kelly Clarkson. Te piosenki przynajmniej były fajne!!!
Drzwi się uchyliły a ja weszłam do kuchni, rozejrzałam się po kuchni, na szczęście nikogo nie było. Podeszłam do obrazu mojej prababki Marii di Angelo. Zdjęłam obraz który zasłaniał sejf. Wstukiwałam po kolei liczby: 1-0-0-2-2-0-0-2. Następnie wstukałam kod uzupełniający: 1-0-0-2-0-6-1-6-8, drzwi sejfu odskoczyły. Wyciągnęłam z niego ponad trzy tysiące dolarów w banknotach 100$ oraz moją kartę kredytową.
Postanowiłam że zejdę schodami bo ta muzyka mnie wnerwiała lekko mówiąc.
To co zobaczyłam przed moim domem na pewno nie było wytworem mojej wyobraźni…
***
Sorki że krótki
Każdy KOMENTARZ = rozdział w jak najszybszym tempie

Prolog


Siedząc w oknie mojego pokoju nocą widzi się miasto, zatłoczone ulice i ludzi śpieszących do pracy czy domu. Patrzyłam na ten świat, świat zwykłych mieszkańców Nowego Jorku co noc i wyobrażałam sobie jak to jest byś jednym z nich. Tak dobrze przeczytaliście zwykłym. Cóż, mój tata jest właścicielem i jednocześnie szefem wszystkich firm produkujących ferrari, bolidy i Inne luksusowe samochody a co za tym idzie jest bogaty. I nie mówię tu o tysiącach czy milionach. Mój tata Warren di Angelo to miliarder, razem z nim mieszkam w samym środku Nowego Jorku w wieżowcu mającym dwadzieścia trzy piętra. Trzy z nich to mój „pokój”. Jestem jedynaczką i dlatego od zawsze chciałam mieć brata. Może się przedstawię.  Nazywam się Brenda di Angelo, mam czarne włosy i oczy. Niedawno skończyłam czternaście lat a moje urodziny świętowała połowa miasta. Jeśli chodzi o szkołę to do niej nie chodzę. Bo to ona przychodzi do mnie, wszyscy profesorzy, nauczyciele a nawet moje opiekunki które nazywałam nianiami gdy byłam mała to pracownicy zatrudnieni przez tatę. Gdy coś chcę od razu to mam, tata mi to kupuje.

Często używam komputera a gdy nie mam co robić czytam komentarze, pod artykułami o mnie, na stronach internetowych popularnych gazet. Często brzmią one następująco: „…ona to ma dobrze, jest bogata i na jej skinienie wszyscy robią co chce…” są też bardziej obraźliwe „…to tylko rozpuszczona gówniara na której zawołanie są wszyscy bo jest nadziana…”. Czasem jest mi smutno, bo takich osób które podziwiają moje pieniądze i tylko je jest więcej.

Mam tylko jednego przyjaciela, Nica di Angelo, czarnowłosego piętnastolatka o oliwkowej cerze i czarnych oczach. Pewnego dnia do spodni miał przypięty miecz, gdy spytałam „Po co Ci miecz?” odpowiedział: „To ty go widzisz?”
Tak zaczęła się moja historia