niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 9

Zapraszam do czytania i komentowania
~Nieznana

(z perspektywy Brendy)

Alisha w połowie zdania przerwała rozmowę, zaczęła nerwowo rozglądać się dookoła. Spojrzała znów w projekcję a z jej oczu dało się wyczytać iż ktoś ją obserwuje.
- Chwała Gai – powiedziała po czym przerwała połączenie
- Chwała Gai – szeptam w przestrzeń

Przyśpieszyłam kroku. Muszę przecież dotrzeć do tego zapchlonego miasta i to jak najszybciej… A po drodze jeszcze wymyślić jakiś plan przez który Nico przejdzie na stronę Gai.
Zdawałam sobie doskonale sprawę że jeśli nie dotrzymam terminu Gaja mnie ukarze… Musiałam pomyśleć gdzie iść czy do centrum miasta do jakiegoś sklepu albo bazaru czy raczej wrócić po Surikana i pojechać jak najszybciej do Enkeladoksa. Istniała jeszcze trzecia opcja, iść przed siebie aż dojdzie się do jaskini Cierpienia oddalonej (o zgrozo!) O 60 kilometrów od Montrealu. Lecz ona nie wchodziła na razie w grę… Mam Inne plany.

Dość długo szłam polnymi drogami. Co się dziwić? Z Surikanem noc spędziliśmy pod gołym niebem w lesie. Było to wręcz urocze miejsce, nie licząc tego że się nie wyspałam, co chwila coś mnie budziło albo bałam się że jakiś głupi potwór mnie nie rozpozna!

Włóczyłam się, nie znałam w ogóle terenu na którym przyszło mi egzystować w chwili obecnej. Mogłam chociaż wziąć mój piękny, cudowny telefon! Ale mówią że idiotyzm ojcem głupich a skleroza nie boli! Nie mylą się! Ale do żadnych z powyżej wymienionych rodzajów idiotyzmu nie należę.
Po południu dotarłam do Montrealu. Przez długi czas przemierzałam uliczki w poszukiwaniu jakiego kolwiek znaku, iż są tu moi sojusznicy. Ale tak jakby rzucać grochem o ścianę… Za złamaną drachmę odpowiedzi. Szłam wpatrując się bezmyślnie w szarawy chodnik. Ręce trzymałam w kieszeni spodni, szłam przed siebie nucąc jakąś, wymyśloną przeze mnie, melodię. Była nawet ładna…

No ale… jak się jest jedną nogą na Olimpie to łatwo wpaść na kogoś, gdy się idzie… A więc… Na czym to ja skończyłam? Aaa!!! Tak! Wpadłam na jakiegoś chłopaka. Miał może z 17 lat, zielone oczy wyglądające jakby ćpał i ubranie które chyba było już wszędzie. Począć liczyć od ACK (Amerykański Czerwony Krzyż)…

- Jak idziesz gówniaro! – Wydarł się

- Sam patrz jak idziesz nawaleńcu! – Wykrzyczałam mu w twarz a jako że mnie podminował, lekko mówiąc, wygarnęłam mu… Ale o tym za chwilkę.

- Co tak stoisz jak ta pieprzona jaśnie księżniczka? Przesuń się! – Był na max wkurwiony że Ja, ze stoickim spokojem się z nim kłócę.

- Sam się przesuń! Masz takie wielkie ego że ruszyć się nie możesz, czy w ciąży jesteś? Ja tam obstawiałabym to drugie bo takie wahania nastroju to ciąży towarzyszą, wiesz? Ale z łaski swojej zejdź mi z oczu i nie zatruwaj, pięknego krajobrazu, miasta swoją zniekształconą i szpetną mordą. Zatkało tanie rosyjskie kakao? To dobrze ale zejdź mi z oczu i przestać oddychać.
„Idiota nr 1”, tak zaczęłam go nazywać w myślach, patrzył się na mnie jak na wariatkę. Nic nie rozumiał z tego co do niego mówiłam. Żeby nie było niejasne. Ci co mają mózg jak orzeszek, są po prostu, komedią po potęgi giętej razy dwa!

-Eee… Yyy…. – Zaczął się jąkać, jakie to żałosne!

 – Dlaczego masz przestać oddychać? – Spytałam tonem zbliżonym do zera absolutnego – Bo zatruwasz mi powietrze! Więc z łaski swojej odsuń się bo roznosisz pewnie malarię i nie wiem co jeszcze. Jeszcze się zarażę jakąś wścieklizną – zadrżałam z obrzydzenia i cofnęłam się o jeden krok.
Szuja, być i imbecyl czyli 3w1 podrapał się po głowie… Czekajcie czyli on jednak ma coś pod tą swoją pustą mózgownicą… Pewnie pleśń albo zgniliznę bo na orzecha bym nie liczyła.

- Ja ten… tego… pieprz się*! - wrzasnął

Mocniej zacisnął szczęki… Jak ja lubię wkurwiać ludzików. Szczególnie takich mało kumatych.

- Co gałami świecisz? Nie zrozumiałeś nic z mojego wykłady na temat twojej głupoty sięgającej Mount Everestu? To ja jeszcze dopowiem że moje IQ traci na wartości w twoim towarzystwie więc, znaj moją łaskę i wypierdalaj albo nie ręczę za odruchy.

„Idiota nr 1” wszedł mi z drogi po mojej pięknej wypowiedzi.

(Perspektywa Nica)

Siedziałem na przystanku i czekałem na autobus. Tak, wiem, mogę podróżować cieniem ale wtedy szybciej wyczują mnie potwory a jak na razie mam ich dość. Lekko mówiąc. Siedziałem na tej ławce dobre trzy godziny… musiałem pomyśleć… Brenda, ta Brenda która zawsze potrafiła mnie rozśmieszyć. Ta Brenda która była moim totalnym przeciwieństwem i tak. Ta Brenda która była moją jedyną a zarazem prawdziwą przyjaciółką… W głowie moje myśli prowadziły wojnę. Albo chciała się zemścić za rozpieprznie* życia albo znienawidziła bogów jeszcze bardziej niż tytanów więc wybrała to „mniejsze” dla niej zło.

- Przepraszam siedzi tu ktoś? – Zapytał ktoś… jego głos dał mi do myślenia

- Nie, siadaj – odpowiedziałem jak w amoku, lecz gdy tylko spojrzałem w górę zobaczyłem obiekt moich rozmyślań…

To ona, Brenda. Włóczyła się po Montrealu aż natrafiła na mnie!
- Masz mi coś może do powiedzenia? – Spytałem dziewczynę, a ta spojrzała na mnie najpierw jak na idiotę a później załapała z kim rozmawia…
- Nico!!! To ty! Jak ja się cieszę że Cię widzę! Byłam z Surikanem na prze
jażdżce ale ten koń tak pędzi że nawet nie wiedziałam kiedy byłam w Montrealu. Wiesz może czy reszta wyruszyła już na misję? – rozpaczała ciągle patrząc to na mnie to na chodnik… Co w nim takiego ciekawego?
- Wyruszyli dzisiaj rano. Dotrą tutaj jutro rano może po południu. – Odpowiedziałem

Pogrążyłem się we wspomnieniach…

Mój pierwszy dzień w Obozie, gdy Bianca została łowczynią. Spotkanie Brendy w Central Parku… Oblała mnie wtedy, przez przypadek, trzymaną w ręce coca - colą. Moje spodnie wtedy bardzo, ale to bardzo ucierpiały… Wyglądały jak siedem nieszczęść!

Zaśmiałem się pod nosem, przez co czarnowłosa spojrzała na mnie jak na wariata.

- Z czego rżysz? – Zapytała bez ogródek

- Właśnie przypomniałem sobie jak wpadłem na ciebie w Central Parku. Wylałaś wtedy na mnie zawartość puszki coca - coli… - przerwałem bo nie chciałem kończyć myśli ale Ren* była tak łaskawa i wypowiedział to zdanie za mnie.

- I Ty wtedy wyglądałeś jakbyś się zlał! – zaczęła się śmiać – Mia… ałeś n… na tych two… oich jasnobrązowych szo… ortach ciemniejszą plamę!!! – wydusiła z siebie pomiędzy spazmami śmiechu. Ina dosłownie płakała.
Usłyszałem huk.

Spojrzałem na Brendę. Co za nieszczęście!!! Nie! Nie! Nie! Tylko nie to! Dlaczego ona?
- Co tak stoisz i patrzysz się jak wół w malowane wrota? Pomóż mi wstać. – jak zwykle Królowa Sarkazmu

- Ale to nie ja spadłem z hukiem (jakby Warszawę bombardowali) z ławki na chodnik. I to nie ja wciąż zaśmiewam się z przyjaciółki. – podałem dwa powody. Powinny jej wystarczyć.
Wyciągnąłem do niej rękę którą po chwili złapała. Gdy wstała otrzepała się i doprowadziła do względnego porządku. Prawie…

- Brzu… Brzuch mnie boli. – powiedziała wycierając łzy które nagromadziły jej się w kącikach oczu.

- Przecież to nie ja tarzałem się przed chwilą po ziemi jak głupi i szczerzyłem śnieżnobiałe ząbki w uśmiechu. – Powiedziałem z sarkazmem przeklinając Mojry za taką przyjaciółkę… No weźcie! Ja życia przez tą wariatkę nie mam!

Brenda usiadła po turecku na ławce, zwróciła się w moją stronę po czym dała mi pstryczka w nos. Zaśmiała się perliście. Brenda tak pięknie się śmiała… Myślałem… znowu…

- Nick? – szepnęła

- Hmm? – odchrząknąłem nawet na nią nie patrząc

- Nie chce Ci przeszkadzać w rozmyślaniu ale mamy ważniejsze sprawy do załatwienia. Mówię tu o lwie nemejskim który ciągle się nam przygląda. A w szczególności tobie. Coś czuję że będziesz miał kłopoty i to niezłe… - powiedziała a ja dopiero wtedy ocknąłem się.

Po chwili dotarł do mnie sens jej słów…

Lew nemejski się na nas gapi. O ja pierdole!!!

Chwilę później trzymałem w prawej ręce miecz ze styglijskiego żelaza. Już miałem biec naprzeciw potworowi gdy powstrzymała mnie Brenda ciągnąc za koszulkę.

- Nie – syknęła

- Dlaczego? – spytałem

- On nam nic nie zrobi, ale im owszem – wskazała palcem na dwójkę dzieciaków podobną do siebie jak dwie krople wody, mieli na oko dwanaście lat

***

Każdy KOMENTARZ = ROZDZIAŁ w jak NAJSZYBSZYM tempie!

Pieprz się* - Paula wiesz o co mi chodzi, nasz głupi klesza z klasy… domyślasz się? To jego podstawowy tekst, jak ja go lubię wkurzać… Mam później taką wielką chorą satysfakcję…
Ren* - przezwisko Brendy, nadane przez Nica

sobota, 12 września 2015

LBA!!!

Zostałam nominowan przez bloga esencja-dla-duszy.blogspot.com

1. Co Cię popchnęło w stronę blogowania?

Chciałam spróbować pisać, sama swoje opowiadanie. Najpierw były pomysły, później między nimi przebierałam… tak powstała na innym koncie historia trójki boskiego rodzeństwa. Później coś pchało mnie w stronę Dramione, Tomione, Hermiony Riddle jako córki Voldemorta, Hermiony w Slytherinie i Hermiony jako śmierciożercy.

2. Ulubiony kolor i dlaczego akurat ten?

Mam dwa ulubione kolory. Biały i czarny. Wzajemnie się wykluczają i pasują do wszystkiego. Są odświętne ale zarazem spokojne, stonowane i odpowiednie do mojej bladej cery i brązowych włosów. Neutralne, różnią się wszystkim ale jednak coś je łączy. Są od siebie zależne… Bez białego nie ma czarngo i na odwrót.

3. Czego najbardziej nie lubisz w ludziach?

Wykorzystywania. Tak, to ta najbardziej znienawidzona cecha. Kłamstwo da się przeżyć, pychę i chamstwo też. Szczerość do bólu da się zahamować ale wykorzystanie i zdrada są nieodwracalne i pozostawiają ślad w sercu i psychice. Zasklepiają się ale później powracają ze zdwojoną siłą…

4. Jaka jesteś? (cechy charakteru, zachowanie)

Odważna, tajemnicza, opanowana, skryta…  Taka którą życie nauczyło chować emocje bo nie każdy chce je zobaczyć. Taką która wkłada maskę obojętności za każdym razem gdy z kimś rozmawia, taka która zawsze śmieje się nieszczerze i taką która steruje, oszukuje i gra… swoją odwieczną rolę. Osobą która jest z na niby pogodna lecz naprawdę lubi samotność i książki. Została wiele razy zraniona przez rodzinę ale postanowiła się nie dać i iść dalej. Mająca własny „lepszy” świat. Wyrzekająca się przyjaciół, łaski, litości i współczucia. Umiejętna aktorka, „niby” wesoła, zamknięta w sobie, uciekająca od problemów. Nie zaznałam w domu rodzinnym miłości, rozumiem że to Uczucie ale nie rozumiem jak można kochać, nie rozumiem tego uczucia, może z czasem ktoś nauczy mnie tego…

5. Twój wymarzony zawód z dzieciństwa?

W dzieciństwie nie planowałam swojej przyszłości… Ale teraz wiem że zostanę psychologiem/policjantem i wiem też że chce pomagać takim osobom jak ja. Osobom którym życie dało do wiwatu, którzy byli zawsze tymi „gorszymi” bo nie mieli markowych ubrań i innych wygów. Którzy trzymali się na uboczu a później rozkwitali i często zbaczali z właściwej drogi wybierając tą łatwiejszą…

6. Najśmieszniejsza sytuacja jaka przydarzyłam ci się w szkole, domu, podwórzu.

Nigdy szczerze się nie śmiałam, chyba że z kogoś głupoty lub idiotyzmu. Ale to i tak to samo.

7. Ulubione zwierzę i dlaczego akurat to?

Brak, nie mam zwierzęcia, nie miałam i nigdy nie będę mieć. Nie mam czasu.

8. Czy jest coś czego się boisz? Jeśli tak, to dlaczego?

Ludzie boją się tego czego nie znają, ja nie boję się ciemności bo często siedzę w oknie i patrzę na ulicę. Często zarywam noce by pomyśleć… czego można się bać? Mam dziwne uprzedzenia do ęży i trochę mnie przerażają ale to chyba wszystko…

9. Ulubione jedzonko?

Ja nie lubie żartów, są one głupie i nie rozumiem jak z tego można się śmiać. Nie zdrabniam wyrazów typu jedzenie – jedzonko. Tak to mówi mama do pięcioletniego dziecka gdy podaje obiad. Pizza

10. Co sądzisz o gejach, lesbijkach itp.?

A co mnie obchodzi kogoś orientacja seksualna? Mnie, nie wiem jak to nazwać… „Pociągają” chłopaki i tyle. Nie rozumiem o co tyle szumu… Jest gejem, trudno, niech będzie. Jest lesbą, to jej wybór.

11. Czym dla Ciebie jest prawdziwa miłość i czy już takowej doświadczyłeś?

Jeśli o to chodzi to mając trzynaście lat chodziłam już z sześcioma chłopakami. Pocałowałam chłopaka w wieku dwunastu. Nie, czekam na tego jedynego.


Moje pytania:

1. Jeśli miałabyś w swoje szesnaste urodziny wybrać swoją nadprzyrodzoną moc/talent był/a by to…
2. Chciał/a byś mieć bliźniacze rodzeństwo? Jeśli tak to dlaczego?
3. Jaki stosunek masz do ludzi innego wyznania, np.: muzułmanów, Żydów, świadków Jachowych?
4. Co skłoniło cię do napisania własnego bloga?
5. Wolisz starożytność (grecy, rzymianie, Egipcjanie) czy średniowiecze (rycerze, królowie)?
6. Twoi rodzice się rozwodzą, Z kim zostaniesz? Z mamą czy tatą?
7. Miałeś/aś wypadek w wyniku którego straciłeś/aś jeden ze zmysłów. Jaki byłby to zmysł?
8. Ulubiony kolor? Sport? Dzień tygodnia? Dlaczego właśnie on?
9. Masz wybór, umierasz w obronie osoby którą kochasz i trafiasz do nieba lub zostajesz na ziemi by być blisko swojej drugiej połówki.
10. Czytasz książkę… w pewnym momencie zostajesz wciągnięty do niej i jesteś jednym z bohaterów. Do jakiej książki z chęcią byś się przeniósł?
11. Jesteś realistą, optymistą czy pesymistą?

Nominuję:
1. gdy-wstanie-swit-dramione.blogspot.com
2. percicoloveboys.blogspot.com
3 freshwater-stories.blogspot.com
4. avengersmojswiat.blogspot.com
5. kraina-kaktosow.blogspot.com
6. magic-death-chb.blogspot.com
7. demigodofbrooklyn.blogspot.com
8. praeditos-z-hogwartu.blogspot.com
9. camphalfbloodvenna.blogspot.com
10. historia-ondiny.blogspot.com
11. kociara.blogspot.com


piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 8

Zapraszam do czytania i komentowania

~Nieznana

Byłam w jaskini. Ze ścian wyrastały stalagmity i stalaktyty. Szłam przed siebie, w grocie panował półmrok. Było ciemno, zimno i wilgotno. Co jakiś czas kilka kropel wody spływało ze skał i rozbijało się o podłoże.
- Brendo! Nie każ mi na ciebie czekać!
Wołała mnie. Gaja mnie wołała. Co chciała? Torturować mnie? Jeśli tak to było źle. Już wyobrażałam sobie wszystkie możliwe katusze. ..
Szłam kolejnym korytarzem. Stąpałam ostrożnie, tak by się nie potknąć, po śliskiej ziemi. Wszędzie było czuć smród rozkładu, tory po jakimś asie zmieniał się w przyjemny zapach kwiatów.
Na końcu tunelu znajdowała się komnata. A w niej, na dywanie z roślin, siedziała młoda kobieta. Miała na oko trzydzieści lat i brązowe włosy. Jej opalona skóra odcieniem przypominała kawę z mlekiem. Unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Medytowała.
- Wreszcie – szepnęła – długo na ciebie czekałam.
- Pani – ukłoniłam się i podeszłam do Gai
Kobieta otworzyła oczy. Miała takie ładne brązowe tęczówki z domieszką zielonego. Spojrzała na mnie.
- Jak idzie plan?
- Doskonale pani, herosi zmierzają do Montrealu a zaraz potem mają udać się do Arizony.
- Świetnie, wszystko idzie jak po sznurku, jeszcze kilka dni zagrasz przejętą misją a następnie zabijesz Nicolasa di Angelo, syna Hadesa. Zagraża mi. Dzisiaj otrzymasz raport od Alishy córki Nike. Ona będzie dostarczać ci informacje.
- Tak pani – powiedziałam ale myślami byłam zupełnie gdzie indziej.
Jak mogłabym zabić osobę do której coś czuję ale nie wiem jeszcze co? Czy on jest dla mnie tylko przyjacielem czy czuję do niego coś więcej? Tyle pytań, żadnej sensownej odpowiedzi… Cóż, muszę coś wymyślić, ostrzec go…
Zerwałam się z ziemi, za moimi plecami leżał Surikan. To był tylko sen, to był tylko głupi sen. Tylko koszmar, tylko koszmar. Ale za to jaki realny… Rozejrzałam się wokoło. Ognisko przede mną przygasało a rozżarzone gałęzie dopalały się, w powietrzu unosiły się cienkie stróżki dymu. Po położeniu słońca oszacowałam że jest coś około godziny siódmej. Dla niektórych za wcześnie ale dla mnie była to normalna pora pobudki. Gdy zasnęłam zwinęłam się w kłębek więc teraz muszę rozprostować nogi. Jaka ja byłam głupia! Pojechałam z Surikanem na przejażdżkę ale nie wzięłam plecaka z ekwipunkiem, żarciem i ubraniami. Postanowiłam wybrać się tam gdzie akurat jest rynek i zwinąć z bazarów jakieś ubrania, plecak i jakieś owoce, bułki. Cóż, najwyższy czas na miły spacerek ulicami Montrealu.

***

(z perspektywy Alishy – córki Nike)

Obudziłam się na podłodze, widocznie spadłam z łóżka. Wstałam z podłogi, otrzepałam kurz z piżamy i ruszyłam do łazienki. Po porannej toalecie już ubrana wyszłam do lasu. Musiałam skontaktować się z Brendą, tak jak Gaja powiedziała ta dziewczyna jest jej prawą ręką a ja mam być na razie szpiegiem w obozie.
Wyszłam z domku Nike, tej powalonej bogini zwycięstwa-męstwa. Przed domkiem siedział Liam, Julie, Selina i Score. Moje rodzeństwo które zdradziło bogów i przeszło na stronę Gai.
Zeszłam ze schodów i już miałam iść do lasu by powiadomić Brendę o planach Chejrona gdy ktoś złapał mnie za rękę. Obejrzałam się do tyłu i zobaczyłam Liama.
- Gdzie idziesz? – zapytał marszcząc brwi
- Do lasu, Brenda czeka na raport. A teraz mnie puść – rozkazałam i puściłam się biegiem w stronę sosny Thalii. Gdy zniknęłam za pierwszymi drzewami zwolniłam tępo ale wciąż biegłam. Po dotarciu do strumienia uklękłam, wyciągnęłam z sakiewki obola, rozpryskałam wodę ze źródełka tak by stworzyła się tam tęcza po czym wrzuciłam do niej monetę.
- Brenda di Angelo – powiedziałam i już po chwili zobaczyłam przed sobą twarz córki nocy.
Dziewczyna chyba szła przed chwilą ścieżką w lesie. Na jej twarzy malowało się zamyślenie może zakłopotanie. Nie byłam dobra w odczytywaniu emocji.
- Jak idą przygotowania do powstania? – spytałam, w tego co udało mi się dowiedzieć wszyscy herosi którzy byli po stronie tytanów mieli wzniecić niedługo powstanie. Ja miałam nimi dowodzić.
- Wszystko prawie gotowe. Pozbyliśmy się  Percy’ego Jacksona, wyjechał dzisiaj o siódmej, z tego co wiem do obozu rzymian. Ma przyjechać z Jasonem, Frankiem, Hazel i Dakotą. Nico wczoraj wieczorem ruszył za tobą do Montrealu. – gdy wypowiadałam ostatnie słowa twarz Brendy zasnuła się chmurami
- Percy i Jason, jacy oni upierdliwi – westchnęła - Z Rianem* zastaw na nich pułapkę. Wpadną i po sprawie. A później… - przerwała w pół zdania i zaczęła oglądać swoje paznokcie – A później okup? Nie to za proste. A może tortury… jakieś chore wizje, albo… MAM!!! Pamięć, woda z Lete w domku Hypnosa. Wyczyść im pamięć… Tak, niech ją stracą. To wasze zadanie. Gdy nic nie będą pamiętali przekabaćcie ich na stronę Gai. Zaprowadzicie ich do mnie, a tam złożą tytanom przysięgę wierności.
Kiwnęłam głową na znak że zrozumiałam polecenie.
- Brendo, Gaja powiedział że musimy się śpieszyć. Masz zebrać w ciągu miesiąca wszystkich gigantów. W cztery dni by dotrzesz do Enkeladoksa, przedstaw mu plan a potem śpiesz do… - przerwałam rozmowę, ktoś mnie obserwował - Chwała Gai – powiedziałam po czym przerwałam połączenie
Ktoś się mi przyglądał. Tego byłam w stu procentach pewna. Postanowiłam zdać się na instynkt dziecka Nike.
„Jak wypadnie awers to idę na północ a jak rewers to na południe” – pomyślałam po czym rzuciłam monetę wysoko w górę…
Gdy już miałam ją złapać ktoś mi przeszkodził. Napastnik szybko zakrył mi usta dłonią by nie było słychać jaki krzyczę po pomoc. Próbowałam krzyczeć, wyrwać się, kopałam i biłam. Na nic. Porywacz uderzył mnie w głowę jakimś przedmiotem. Przed moimi oczami zatańczyły czarne plamki, tak zwane mroczki… Straciłam świadomość…

***

Mi się podoba. Najwięcej trudności miałam z charakterem Alishy, uporałam się z tym i oto przeczytaliście ósmy rozdział.

*Rian – syn Hefajstosa, sługa Gai, stworzony przeze mnie na szczytny cel w postaci tego opowiadania/historii

Każdy KOMENTARZ = ROZDZIAŁ w jak NAJSZYBSZYM tempie!

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 7

Zapraszam do czytania i komentowania

~Nieznana

Biegłam za tym czymś biegnącym. Podejrzewałam że jest to jakieś zwierzę. Koń? Tak to był koń…
Czarny, wyglądający jakby był stworzony z wichury lub burzy. Jego grzywa powiewałam na wietrze. Stanęłam wpatrując się w jego oczy. Czarne oczy. Zrozumiałam że okazuje mi respekt. Dla niego jestem równa. Na tej samej pozycji. Podeszłam do jak się zdaje Surikana, nie wiedziałam skąd znam to imię ale na pewno nie z mitologii greckiej ani rzymskiej. Wyciągnęłam rękę w jego kierunku a ten powoli, bardzo powoli, zbliżył się do mnie i powąchał moją dłoń. Parsknął.
- Nazywasz się Surikan? Zgadza się?
Koń pokiwał łbem po czym zrobił krok w moją stronę w wyniku czego moja dłoń głaskała go. Czułam że to będzie mój koń-przyjaciel, i chyba już zdawałam sobie sprawę z tego że to koń zesłany przez moją matkę.
- Jedziemy jutro do Kalifornii. A ja nie mam pegaza. – szepnęłam
Surikan spojrzał na mnie po czym rozwinął niewidoczne dotąd skrzydła czarne jak noc i przypominające mgłę.
- Już wiem kim jesteś!!! Jesteś koniem ciągnącym rydwan mojej matki! To właśnie ty i Inne konie rozsiewacie na ziemi noc! – podeszłam do niego bliżej i dotknęłam jego grzbietu.
- Ty jesteś moim koniem? Koniem którego heros dostaje od któregoś z bogów raz na 500 lat?
Wtedy pod przypływem emocji wsiadłam na niego i ruszyliśmy kłusem przez las. Czułam się wolna od wszystkich myśli, trosk i żądań, wiatr wiał mi prosto w twarz. Moje włosy falowały pod wpływem prędkości jaką biegł Surikan. Mijaliśmy wsie, miasta, osady, rzeki i jeziora. Co ja mówię! Nie mijaliśmy jezior! Surikan po nich biegł. Postój zrobiliśmy dopiero w lesie pod Montrealem. Jechalibyśmy dalej gdyby nie to że mój koń wyczuł jakieś 50-60 kilometrów stąd gorgony.

***

Rano, Wielki Dom

Wszyscy jadący na misję prócz Brendy czekali pod Wielkim Domem, jednak córki Nyks nie było widać. Chejron przechadzał się po balkonie w tą i z powrotem gdy nagle w tęczy ukazała się postać dziewczyny o czarnych włosach, równie ciemnych oczach i nienaturalnie jasnej cerze. Wszyscy jak oparzeni zerwali się ze schodów i tłoczyli się przed hologramem.
- Brendo! Co to ma znaczyć!?! Gdzieś ty się podziała? – spytał z wyrzutem Chejron zatrzymując się w pół kroku.
- Byłam na przejażdżce razem z Surikanem. – odezwała się córka bogini nocy po czym odsunęła się trochę by pokazać innym konia ciemności
Centaur patrząc na projekcję nerwowo potrząsał głową chyba nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- Tym Surikanem? Legendarnym koniem Nyks? – dziewczyna przytaknęła mu skinieniem głowy – To twój koń?
- Nooo – odparła niezbyt inteligentnie – To czekam na was… - koń chodzący za nią prychnął – czekamy na was w lesie na obrzeżach Montrealu.
Projekcja ukazująca czarnowłosą dziewczynę przez chwilę migotała by w końcu zniknąć na dobre z oczu zdziwionym obozowiczom. Uczestnicy misji zwrócili się do Chejrona i czekali aż ten zacznie mówić. Wszystkim wydawało się podejrzane to iż Brenda w środku nocy jeździła konno ale tylko Alisha rozumiała że to ona jest najważniejszą sługą Gai. A ona jako córka Nike jej pomoże…
- To znaczy że wyruszacie wpierw do Montrealu po Brendę. – zauważył Chejron po czym dodał – Strzeżcie się i uważajcie w nocy, nie wiadomo co się może wydarzyć. I mam wszelaką nadzieję że wrócicie z tej misji cali, zdrowi i żywi. – centaur wiedział że z córką Nyks jest coś nie tak ale nie przeczuwał że to ona…

***

Jestem średnio zadowolona, trochę krótki. No dobra bardzo krótki. Ale nie mam ostatnio weny a obiecałam samej sobie że musze skończyć ten blog. Przepraszam że naciągam daty!
Każdy KOMENTARZ = ROZDZIAŁ w jak NAJSZYBSZYM tempie!

piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 6

Zapraszam do czytania i komentowania.
Przepraszam was, ale przez ten tydzień rozdział nie będzie ponieważ wyjeżdżam.
 Spodziewajcie się rozdział po przyszłym piątku.

~Nieznana

Stałam na pustej polanie.
- Mam wrócić do Obozu? – spytałam Gaję
- Oczywiście że musisz wrócić, za kilka dni wyruszysz na misję a gdy dotrzesz do góry Mount Diablo zdradź ich. Zniknij w nocy, pójdź do Enkeladoksa, giganta który pokona Atenę. Zastaw na nich pułapkę. Będą przynętą po której dotrze do nas ta córka Ateny i inni herosi którzy próbują mnie na nowo uśpić.
Rozejrzałam się dookoła
- Czy w obozie mam jakichś sprzymierzeńców?
- Tak, około siedemdziesięciu. Dzieci Nike oraz Nemezis bo ich jest najwięcej pomogą Ci uwięzić  Percy’ego Jacksona, Jasona Grace i Nicolasa di Angelo. Oni najbardziej nam zagrażają.
- Gajo co z Obozem Jupiter?
- Nie martw się o to. Moja sługa, Leah córka Eola, z Obozu rzymian zajmie się tym. Gdy wzniecicie bunt on dołączy do ciebie córko nocy. Będziecie dowódcami. Znajdziesz ją na górze. Na górze Mount Diablo… Mount Diablo… Mount Diablo… - dało się słychać echo ostatnich słów, przeszedł mnie dreszcz
Wyobraziłam sobie Obóz Herosów. Zobaczyłam te same czarne drzwi które otwierały się ukazując miejsce w którym chciałam się znaleźć. Przekroczyłam próg, stałam przed domkiem Nyks. Zauważyłam że wszyscy obozowicze kierują się w stronę amfiteatru. Jaka ja jestem głupia! Dziś ognisko!
Jako jedyna siedziałam na ławce Nyks. Zazdrościłam trochę dzieciom innych bogów tego że mają rodzeństwo, że nie muszą siedzieć same przy posiłkach, tego że razem mieszkają, ale to już przeszłość.
Kilka dziewczyn od Apollina wstało z ławki i zaczęło śpiewać piosenkę:
Kelly Clarkson: Stronger

You know the bed feels warmer
Sleeping here alone
You know I dream in color
And do the things I want

You think you've got the best of me
Think you've had the last laugh
Bet you think that everything good is gone
Think you left me broken down
Think that I'd come running back
Baby you don't know me
'Cause you're dead wrong

What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone
What doesn't kill you makes you fighter
Footsteps even lighter
Doesn't mean I'm over 'cause you're gone.

What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone

You heard that I was starting over with someone new
They told you I was moving on over you
You didn't thing that I'd come back
I'd come back swinging
You try to break me but you see

What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone
What doesn't kill you makes you fighter
Footsteps even lighter
Doesn't mean I'm over 'cause you're gone.

What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone

Thanks to you I got a new thing started
Thanks to you I'm not the broken hearted
Thanks to you I'm finally thinking about me
You know in the end the day I left was just my beginning
In the end...

What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone
What doesn't kill you makes you fighter
Footsteps even lighter
Doesn't mean I'm over 'cause you're gone.

What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone

What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone

Gdy skończyły śpiewać, ze swojego miejsca wstał Chejron.
- Drodzy obozowicze! – zagrzmiał – Nasza wyrocznia, Rachel wypowiedział dziś przepowiednię. Moja droga mogłobyś powtórzyć?
Wyrocznia skinęła głową, wstała ze swojego miejsca podeszła do Chejrona i zaczęła mówić

Ziemia i niebo się budzi
Zagrożenie wielkie niesie to dla ludzi
Szpieg  jest już wśród nas
Musicie odwiedzić Wieczny Las
Lira, zwycięstwo, zboże, wojna i noc
Zdrajca ma ogromną moc
To heros nieśmiertelny
Gai i Uranosowi wierny
Zdradzi was niedługo
Bo to on jest sługą

Ja muszę zdradzić, muszę szpiegować.
- Kolejna wielka przepowiednia. – powiedział Chejron – Annabeth? Co o tym sądzisz?
Córka Ateny wstała z ławki przeznaczonej dla dzieci bogini mądrości.
- Dwa pierwsze wersy mówią dokładnie że Gaja i Uranos już się przebudzają, a co za tym idzie są niebezpieczeństwem dla bogów, herosów i ludzi.
Chejron pokiwał głową.
- Przepowiednia mówi o szpiegu, czyli kimś kto jest  już łącznikiem z Gają i Obozem. Prawdopodobnie już wysyła informacje. Natomiast Wieczny Las to albo świątynia Artemidy albo las deszczowy. Kolejne linijki mówią o tym że ktoś zdradzi nas niedługo bo służy tytanom.  – Córka Ateny zajęła miejsce obok swojego brata Malcolma.
- Wiemy na pewno – zaczął Chejron – że na misję musi pojechać dziecko Apolla. Ktoś chętny?
Jedna osoba podniosła rękę.
- James, dobrze, chodź na środek. A teraz ktoś od Nike.
W górę powędrowały trzy dłonie.
- Julie jesteś za młoda - powiedział do dziewczyny mającej na oko jedenaście lat i zwrócił się do grupowego -  Liam byłeś na dwóch misjach daj szansę innym – jego wzrok padł na trzecią osobę – Alisha zapraszam. – dziewczyna była wyraźnie uradowana decyzją Chejrona, może mi się wydawało ale ona miała dokładnie taką samą jak ja bransoletkę.
 - Demeter?
Dwie osoby chętne.
- Nie. Ty Jenny na pewno nie jedziesz. Liam chodź. – zawołał chłopaka – A teraz ktoś od Aresa?
Wszyscy chętni
- Wy czterej macie karę. Paul – wywołał chłopaka – Od Nyks mamy tylko Brendę
Powędrowałam do Chejrona…
- Wyruszycie jutro o świcie. Proszę jeszcze dziś wybrać sobie pegazy.

Godzinę później

Siedziałam przed domkiem Nyks. Nie mogłam spać, śnił mi się Nico, Selina i Leo. Byli przykuci do ściany kajdanami z niebiańskiego spiżu.
- Jak mogłaś? – spytał Nico – A ja Ci ufałem.
Skupiłam wzrok na pasących się oddali pegazach.  Nocą wychodzą z boksów i spacerują po obozie.
Jakiś czarny kształt przemknął mi przed oczami. To coś biegło, tego byłam pewna. Ruszyłam w pościg.

***

Eol – bóg wiatrów. Rzymska forma: Eol
Każdy KOMENTARZ = ROZDZIAŁ w jak NAJSZYBSZYM tempie!

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 5

Zapraszam do czytania i komentowania

Z dedykacją dla mojej przyjaciółki – Julki która zawsze hamowała moje odpały

~Nieznana

Nie, nie ja nie chcę, on jest przyjacielem, nikim więcej! Szybko złapałam go za rękę i przerzuciłam sobie przez ramię.
- Może byłabyś skłonna nie stosować wobec mnie chwytów karate? To boli, szczególnie jak rąbnie się o beton. – powiedział leżąc na ziemi
- Mógłbyś czasem ogarnąć się i przestać wszystko komentować?
- To nie leży od jakiegoś czasu w mojej naturze.
Elf który urwał się z orszaku świętego Mikołaja podszedł do mnie i zaczął podśpiewywać melodię marsza weselnego!!! On to jest palnięty, walnięty, niezrównoważony i głupi!
Mord Leona Valdeza… trza obmyślić plan… tak, tak, tak, tak!
Żaróweczka w mojej głowie o nazwie: „Valdez właśnie przekroczył granicę” zapaliła się czerwonym światłem

Chciałam stąd uciec, jak najdalej. Słońce już dawno zaszło a ja chciałam znaleźć się gdzieś gdzie będę sama. Zobaczyłam przed sobą drzwi. Czarne otwierające się drzwi a za nimi…

Las. Piękny las z mnóstwem drzew oświetlany ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Przeszłam przez próg. Byłam w tym pięknym lesie który wydawał mi się dziwnie znajomy. Widziałam wszystko doskonale, w oddali nie było nikogo. Niepokoiła mnie jednak myśl że kiedyś na pewno widziałam to miejsce, nie wiedziałam czy tu byłam czy raczej śniło mi się to. Ale wiedziałam że jest to związane z moją matką.

Chciałam to przemyśleć w samotności. Nie chciałam mieć teraz chłopaka. Byłam na to ewidentnie za młoda. A co do Leona, on… był dla mnie tylko i wyłącznie przyjacielem. Nikim więcej a o miłości nie chce na razie w ogóle słyszeć. Moje rozmyślanie przerwało wołanie…
- Brendo… chodź do mnie… pomóż mi! – na pewno była to kobieta. Ona mnie wołała.
- Brendo… dołącz do mnie… dołącz do swojej matki… to twój obowiązek… Brendo… pomóż mi… pomów swojej matce… pomóż samej sobie.
- Brendo… dołącz do mnie… pomóż mi… zostaniesz najważniejsza… zostaniesz wolna…  dam ci władzę… dam ci nieśmiertelność… dam Ci wszystko czego tylko zapragniesz… zostaniesz boginią… jedyną boginią nowej ery - wołała
Coś mówiło mi że nie powinnam w ogóle słuchać tego nawoływania. Coś co chyba miało rację przywoływało mnie w jakimś stopniu do porządku. Ale z drugiej strony… byłabym najważniejsza, byłabym nieśmiertelna. Byłabym boginią, byłabym wolna od wszystkiego, miałabym nieograniczoną moc...

Wstałam spod drzewa, otrzepałam się z sosnowych igieł i zaczęłam zmierzać w kierunku z którego dochodził głos.
- Tu jestem Brendo… - znów z innego kierunku wołała mnie ta kobieta– przysięgnij mi posłuszeństwo a dam Ci nieśmiertelność! Przysięgnij na Styks! – zagrzmiał głos pośród drzew
- Brendo… złóż przysięgę… Brendo… wyrzeknij się bogów… to oni zepsuli twoje życie… zemścij się wraz ze mną! Przysięgnij a ja uczynię Cię boginią
- Naprawdę? Zdołasz to zrobić? – spytałam rozglądając się
- Oczywiście że zdołam – zapewniła – a teraz złóż mi przysięgę wierności, złóż przysięgę Gai i Uranosowi! Uklęknij i przysięgnij wierność Ziemi i Niebu– poleciła
Powoli uklękłam na ściółce na dwa kolana i wyrecytowałam przysięgę…
- Ja Brend di Angelo wyrzekam się wszystkich bogów olimpijskich z wyjątkiem tych którzy służą Gai i Uranosowi. przysięgam im wierność bo to oni są prawowitymi władcami świata! – wykrzyczałam w las. Ptaki siedzące na gałęziach drzew w całym lesie wzbiły się w powietrze i uciekły w popłochu jak najdalej od tego miejsca.
- Moja sługo – zwróciła się do mnie Gaja – masz tutaj bransoletkę za pomocą której skontaktujesz się ze mną. I pamiętaj, musisz zdradzić dopiero w odpowiednim czasie…
Spojrzałam na srebrną bransoletkę leżącą przede mną.
Podniosłam ją i w tej samej chwili rozbłysłam jasnym światłem.
- Brendo, teraz jesteś jak Łowczyni Artemidy tej dziewicy która cięgle biega po moich lasach i bezcześci moją piękną ziemię. Na razie możesz umrzeć tylko gdy zostaniesz zraniona, lecz nikt Cię nie otruje, nie zachorujesz na żadną chorobę, ani nie zestarzejesz. Jesteś teraz moją sługą. Sługą Gai!

***

Każdy KOMENTARZ = ROZDZIAŁ w jak NAJSZYBSZYM tempie!

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 4

Zapraszam do czytania i komentowania.

Z dedykacją dla: Mrs. Messi Sanchez, Victorii Silverrose i gosi ka.

Dziękuję za wasze komentarze

~Nieznana

Od jakiegoś czasu wpatrywałam się w hologram unoszący się nade mną. Przedstawiał on… czarne wielkie skrzydła i wieniec maków. Wiedział m kogo to atrybuty. Byłam córką Nyks, pani nocy.
- Witaj Brendo di Angelo córko pani ciemności, nocy, księżyca i gwiazd, Nyks – powiedział Michael, ale gdy te słowa zostały przez niego wypowiedziane zabolały mnie plecy. Skóra na nich bolała tak niemiłosiernie jakby ktoś pociął ją nożem. Upadłabym gdyby nie syn Nemezis który złapał mnie za rękę i podtrzymał w pozycji stojącej.
- Ty   ma-asz   skrzy-ydła – wyjąkał
- Można je schować?
- No-o, tak tylko pomyśl o-o czymś co się zamyka, dobra? Po schowaniu na plecach pojawi ci się tatuaż skrzydeł.
Książka, pierwsze co przyszło mi do głowy. Codziennie ją otwierałam i zamykałam i to wiele razy. Znów ten ból. Skrzydła maleją, wrastają się w skórę i znikają.
Puścił moją rękę a ja nie mogąc złapać równowagi zachwiałam. Gdy opanowałam z powrotem stanie odwróciłam głowę do tyłu. Naprawdę miałam skrzydła, czarne jak noc duże skrzydła.
Wokół nas zaczęli zbierać się obozowicze którzy chyba za bardzo zainteresowali się wydarzeniami przed bramą. Nie powiem było ich już koło trzydziestu a niektórzy jeszcze dochodzili. Przez tłum przepchnęła się blondynka o szarych oczach i stanęła obok czarnowłosego chłopaka. Oboje wyglądali na takich co są tu już od dawna.
- Michael, zaprowadzisz ją do domku dwudziestego pierwszego? – spytała – A jeśli chodzi o skrzydła to możesz latać. Dzieci Tanatosa powinny  cię nauczyć. Idźcie już
- Dobra Annabeth, to idziemy, pokażę ci obóz – zarządził Michael
Wnerwił mnie, czy niejasno się wyraziłam?
- Nigdzie z tobą nie idę. Czekam na Nica pod trzynastką. Ktoś mnie tam zaprowadzi czy metodą prób i błędów mam znaleźć drogę sama?
Ludzie którzy zebrali się wokół mnie zaczęli szeptać.
- Ty znasz Nica? – dało się słyszeć pytanie jednego z zebranych gapiów
- Ile razy mam powtarzać że to mój przyjaciel a teraz z łaski swojej niech ktoś mi powie gdzie jest domek trzynasty.
- Ja cię oprowadzę po obozie. –  no nareszcie ktoś normalny. Spostrzegłam że głos należał do dziewczyny na oko czternastolatki, była dość wysoka, nosiła pomarańczową koszulkę z napisem: „Obóz Herosów” i dżinsowe spodenki. Jej czarne włosy spływały kaskadami na ramiona, oczy można było porównać do plaży bo były złociste. – Jestem  Selina, córka Nike, wiesz bogini zwycięstwa.
Plecak zarzuciłam na plecy, przedarłam się przez tłum ciekawskich osobników w większości rodzaju męskiego i ruszyłam za Seliną, ona szła pierwsza co chwila opowiadając historię pewnego budynku który mijaliśmy po drodze, czy tłumacząc co się tutaj wyprawia. Zapoznawała też ze mną innych obozowiczów.
- To Leon Valdez syn Hefajstosa, muszę ci jeszcze… - nie skończyła zdania bo chłopak mający z siedemnaście lat przerwał jej z premedytacją. Przyjrzałam mu się. Wyglądał jakby urwał się z orszaku latynoskiego świętego Mikołaja, miał elfie rysy i był cały umorusany olejem.
-Jestem Leo – wyciągnął rękę którą niepewnie uścisnęłam.– albo twój przyszły mąż – poruszył znacząco brwiami
- Przykro mi Leo ale my już musimy iść dalej, później pogadacie – powiedziała i zaciągnęła mnie w stronę domku w którym będę teraz mieszkać.
Był to duży domek, ściany z zewnątrz zostały pomalowane na czarno. Drzwi zdobiła płaskorzeźba przedstawiająca gwiazdy i księżyc. Była ona tak realistyczna że omal nie weszłam w drzwi, nad nimi wisiał jeden z atrybutów mojej matki, wieniec maków. Walnęłam mój plecak gdzieś w kąt tarasy przed domkiem bo bardzo bolały mnie plecy. Po dokładniejszych oględzinach drzwi nie dostrzegłam klamki, więc albo była ukryta, albo wejście było gdzie indziej, albo w co naprawdę wątpiłam przez drzwi musiało się przejść by dostać się do środka
- Selino? Jak ja mam tam wejść? – spytałam zażenowana obecną sytuacją
- A, te drzwi się nigdy nie otwierają bo są magiczne i aby wejść do domku musisz przejść przez nie. – powiedział to tak jakby było to czymś oczywistym
„Fajna koncepcja, zakładam że to Valdez na to wpadł, teraz będę oglądać deski od środka jak cudowni” pomyślałam
Podeszłam bliżej i dokładniej przyjrzałam się drzwiom. Wyciągnęłam przed siebie rękę i powoli włożyłam ją w drzwi. Znikła. Cała moja dłoń znikła w drzwiach a ja dokładnie widziałam co znajduje się w środku. Stały tam łóżka z białą pościelą. Biurko chyba z hebanowego drewna, stolik, krzesła, sofa, i całe szczęście był tam laptop! Jupi! Aż mi się mordka cieszy! Ale gdy tylko miałam wejść do domku ktoś przerzucił mnie sobie przez ramię i zbiegł ze schodów.  Zaczęłam walić pięściami w plecy nienormalnego, pojebanego zboczeńca jednego!
- Jestem hardcorem! Złapałem mordercę czarnych plecaków!
- Ej! – zorientowałam się że to Nico mnie trzyma –ten plecak jeszcze żyje! - zaprotestowałam
- Co z tego? Jego dusza i tak niedługo trafi do Podziemia
„Aha” pomyślałam
- Co jak co ale ty jesteś szalony –właśnie w tym Momocie zdałam sobie sprawę że z perspektywy innych obozowiczów musi to wyglądać komicznie. – A teraz mnie postaw!
Kątem oka zauważyłam jak dzieciaki od Nike wyciągają forsę kieszeni i robią zakłady. Udawali że w ogóle się na mnie nie gapią. Cóż, zakładają się o to czy się pocałuję z nim czy nie... Nico postawił mnie na ziemi a ja zrobiłam krok do przodu… zakręciło mi się w głowie i pewnie wyglądałam wtedy jakbym się czegoś napiła. Istny ze mnie alkoholik.
- Coś mi się wydaje że za dużo dziś wypiłaś. – powiedział Nico
Nasze twarze dzieliły centymetry…

***

Następny rozdział jak będziecie grzeczni.
Każdy KOMENTARZ = ROZDZIAŁ w jak NAJSZYBSZYM tempie
Piąty rozdział gotowy...
Zastanawiam się czy nie zacząć pisać też na wattpadzie

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 3

Zapraszam do czytania i komentowania.

Dedykuję ten rozdział największemu hardcorowi świata – mojemu bratu – Peter’ owi

~Nieznana

Jechałam taksówką dość długo.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział a ja szybko zdjęłam słuchawki z uszu, pogrzebałam trochę w plecaku i wyciągnęłam z niego 100 dolarów. Wyręczyłam taksówkarzowi, zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam przed siebie ciągle pamiętając że mam się nie odwracać.
Drzewa rosnące gęsto w tym lesie wydawały się żywe, tak jakby chodziły albo co najmniej żyły w nich driady. Na pierwszy rzut oka był to zwykły las. Nic nie przypominało mi takich „dziwnych” miejsc jak te niektóre w horrorach. Odwróciłam się do tyłu ale taksówki już nie było. Szłam… ścieżką… przez… las… do… jakiegoś pola truskawek… sama… Nie powiem, bałam się, bałam się spojrzeć przed siebie, w bok czy za siebie. Bałam się tego co mogłam zobaczyć.
Szłam przez ten las, mroczny, straszny las. Co chwilę słyszałam jak coś szeleściło w krzakach, jak jakaś gałązka się „sama” łamała. Czułam w duchu że ktoś się za mną skrada albo mam halucynacje. Nico powiedział żę mam nie oglądać się za siebie. Fajnie! Jak niby mam to zrobić skoro panicznie boję się chodzić do lasów?
Wszechogarniająca  cisza jaka panuje w lesie zaczynała mnie wkurzać, brakowało mi zgiełku miasta, szumu jadących aut i odgłosu wielu rozmów. Cisza, było cicho, no nie licząc dzięcioła stukającego w drzewo, szeleszczenia, trzaskania gałęzi, szurania moich trampek i szumu wiatru.
Nagle coś za mną się poruszyło. Podskoczyłam i o mało nie odwróciła się do tyłu. W myślach powtarzałam sobie: „Nie, nie Brenda nie odwracaj się!!! Co mówił Nico? Masz się nie odwracać za siebie. Wytrzymaj i idź przed siebie”. Odetchnęłam ale zaraz mój oddech przyśpieszył bo wokół mnie rozległ się skowyt, wilków? Dzikich Psów? Czego? Jakie jeszcze zwierzę wyje?
 Ruszyłam biegiem przed siebie. Czułam że jeśli tego nie zrobię odwrócę się. Moje stopy odbijały się od ściółki. Szybko oddychałam, wdychając do płuc zapach lasu. Wycie nie ustawało a ja byłam tak przerażona że nie zważają ca nic pędziłam przed siebie. W oddali coś połyskiwało, byłam już trochę bliżej, wytężyłam wzrok i zauważyłam że jest to brama. Duża brama ozdobiona różnymi rzeźbami. Napis na niej dał mi wiele do myślenia… Obóz Półkrwi, Pół-krwi? Że niby co? Jaja sobie robią.
Jeszcze kilkanaście metrów… Szybciej Brenda! Szybciej!!! Dodawałam sobie otuchy w duchu. Już niedaleko… za chwilę będziesz. Czułam że moje ciało się poddaje, nie pobiegnę dalej. Nie!!! Ja muszę biec!! Jak najdalej od tego cholernego lasu!!! Jak najdalej od wycia, skowytu i tego lasu!!!
Przekroczyłam bramę i w tej samej chwili rozległ się gong. Ktoś zeskoczył z drzewa i przybiegł do mnie. Ja schyliłam się i położyłam ręce na kolanach. Dostałam zadyszki. Jestem krótkodystansowcem! Nie biegam w maratonach!
- Co się stało? Dlaczego tak biegłaś? – spytał jakiś chłopak wyglądający na piętnaście lat kucając obok mnie
- Ja… muszę… do Chejrona… Nico… mi… kazał… powiedział… żebym… czekała… na niego… przed… trzynastką
- Znasz Nica di Angelo?
Pokiwałam głową.
- Jak masz na imię? – widząc mój wzrok dodał – Jestem Michael, syn Nemezis
- Chwila, powiedziałeś że jesteś synem Nemezis tej od zemsty?
- Tak, bogowie olimpijscy istnieją, powiedz czy kiedykolwiek czytałaś mitologię grecką? – przytaknęłam – To dobrze, zrozum te wszystkie mity wydarzyły się naprawdę. Wszystkie potwory jakie kiedykolwiek widziałaś były prawdziwe. - chyba nie lubił towarzystwa dziewczyn było to po nim widać.
- Ten wielki mastiff też? – zaciekawiłam się
- Spotkałaś piekielnego ogara, chyba cudem uciekłaś? – był trochę za ciekawski - Dobra, rozgaduję się ale powiedz mi jak masz na imię, przedstaw się – zachęcał mnie
- Brenda di Angelo mam czternaście lat, mieszkałam z tatą w Nowym Jorku.
- Kolejny anioł? Znaczy się, jesteś jego siostrą? Jesteś siostrą Nica di Angelo?– wydawał się zakłopotany
- Nie, jesteśmy kuzynami, z tej samej rodziny. Maria di Angelo to moja prababcia. – wyjaśniłam
- A Nica matka. – szepnął
- Co proszę? - zapytałam
- Lepiej chodźmy do Chejrona. – w pewnej chwili Michael zatrzymał się, patrzył na coś nad moją głową - O rany… TY? Ale jak?
Wpatrywał się w coś nad moją głową, od razu wiedziałam że coś ważnego się stało.
- Co się stało teraz właściwie? – spytałam
- Uznał cię twój boski rodzic, wiesz kogo to atrybuty? – spojrzałam w górę i ujrzałam…
***
 Każdy KOMENTARZ = rozdział w jak najszybszym tempie

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 2

Zapraszam do czytania i komentowania
~Nieznana

Patrzyłam oniemiała na Nica który po drugiej stronie ruchliwej ulicy walczył mieczem czarnym jak obsydian z wielkim mastiffem! Ruszyłam biegiem w jego stronę, mój mózg krzyczał: „Spierdalaj póki możesz!” lecz ja posłuchałam instynktu.
Rzuciłam się do szaleńczego biegu na drugą stronę ulicy. Samochody zatrzymywały się z piskiem opon a rozzłoszczeni kierowcy rzucali pod moim adresem pewne przekleństwa. Nie zwracałam na nic uwagi, pędziłam przez dwie ulice które tak naprawdę były autostradą. Gdy byłam w połowie drogi do Nica o mało nie potrącił mnie facet jadący w mazdzie.
- Dziewczyno tu nie ma przejścia dla piechurów!!! – darł się mężczyzna w granatowym garniturze, jego złość minęła gdy przyjrzał mi się uważniej, na pewno poznał że jestem córką Warrena di Angelo, wszyscy miłośnicy aut że tak to ujmę go znają – Ty jesteś Brenda di Angelo? Córka tego miliardera? Warrena di Angelo? Nie no – przeczesał swoje czarne włosy dłonią, wyglądał na trzydzieści pięć lat.
- Proszę się ode mnie odczepić! Przechodziłam przez ulicę i tyle. – miałam zamiar rzucić w stronę tego faceta jeszcze jakieś cięte riposty ale pochłonęła mnie misja.
- Nico! Uważaj z tobą!! – nie  byłam pewna czy chłopak poradzi sobie z dwoma psami wielkości konia! Może były nawet i większe? Zawsze uważałam ze w nocy widzę lepiej niż w dzień. To pewnie dlatego że jestem mocnym Markiem…
- Brenda do lasu!!! Uciekaj ja za chwilę cię dogonię! – krzyczał z drugiej strony ulicy mój przyjaciel broniąc  się swoim czarnym mieczem przed łapą potwora.
Stanęłam na chodniku i szaleńczo wymachiwałam ręką na jadące taksówki. Całe szczęście jedna z nich szybko się zatrzymała.
- Nico gdzie mam jechać? – spytałam
Czarnowłosy między wymienianiem ciosów z wielkim „psem” wydarł się tak głośno, tak że chyba pół stanu Nowy Jork go usłyszało.
- Na Long Island! Pole truskawek! Później do ciebie dołączę! Idź przez las i nie odwracaj się za siebie!
Znów atakował, musiałam przyznać że bardzo dobrze walczył.
- Ale…
- Żadnego ale! Masz iść i się nie odwracacza siebie… w lesie, gdy przejdziesz bramę idź do Chejrona… a później czekaj na mnie przed… domkiem trzynastym.
- Przed domkiem numer – pokiwał głową – trzynaście, tak?
- Tak, pytaj się tylko o to gdzie jest Chejron… i gdzie jest domek trzynasty… Poczekaj w nim na mnie.
Spojrzałam na niego, i powiedziałam nieme ”pa”. Na pewno zrozumiał, przecież znaliśmy się od dawna, ale on nigdy nie mówił mi o tym gdzie mieszka. Na polu truskawek? To robiło się trochę dziwne najpierw miecz, później mastiff, teraz pola truskawek…
- No już – ponaglił mnie – wsiadaj.
Otworzyłam drzwi żółtej taksówki i wsiadłam do środka, patrzyłam jeszcze jak mega mastiff rozsypuje się i zostaje z niego kupka kurzu czy pyłu. Nico szedł w stronę drzew w parku, wszedł w jedno i zniknął.
- Gdzie jechać? – spytał uprzejmym oraz miłym głosem kierowca taksówki
- Na Long Island, Pola truskawek.
- Na pewno? Jest panienka pewna?
- Oczywiście – odparłam, byłam nieco zażenowana ciekawością kierowcy.
***
Każdy KOMENTARZ = rozdział w jak najszybszym tempie

Rozdział 1

Zapraszam do czytania i komentowania
~Nieznana
Dedykuję rozdział mojej BFF

Dzzzzzzzzzzzzzzzzzzzyń!!!
Dzzzzzzzzzzzzzzzzzzzyń!!!
Dzzzzzzzzzzzzzzzzzzzyń!!!
Dzzzzzzzzzzzzzzzzzzzyń!!!
 - Jeszcze tylko minutka – mruknęłam nie do końca przebudzona.
Złapałam telefon i wyłączyłam go, tak było najłatwiej.
- Ja znam twoją minutkę Natalis – powiedział ktoś, od razu rozpoznała ten głos
Rozejrzałam się po pokoju, mój wzrok spoczął ma postaci stojącej w drzwiach.
- Nie! – jęknęłam
- Brenda! I tak musisz wstać! – powiedział Nico
- Przecież powiedziałam że jeszcze minutkę!!!
Chłopak westchnął i podszedł do mnie.
Przez chwilę stał nade mną a później złapał moją kołdrę, otworzył drzwi na balkon, wyszedł i wyrzucił kołdrę! Wyrzucił moją kołdrę! O rzesz ty!!!
- Ja cię zamorduję!!!
- Zawsze tak mówisz a dobrze wiesz że ta groźba jest niemożliwa do spełnienia – wyszeptał wzruszając ramionami
Wstałam z łóżka i spojrzałam na moją pidżamę. Była to biała bluzka z czaszką mojego chłopaka, w nocy nie mogłam znaleźć swojej więc czysty podkoszulek Nica ją zastąpił, mówiąc prawdę to sięgał mi on do połowy ud.
Nico stanął przede mną i przeczesał włosy dłonią, zawsze tak robił gdy był zdenerwowany.
- Co się stało? – zapytałam – Jesteś zdenerwowany, czyż nie tak?
Mój wzrok spoczął na czymś przypiętym do jego pasa
- Po co ci to? – spytałam wskazując miecz schowany w pochwie.
- Ty go widzisz? – zapytał zdezorientowany
- Nie, widzę scyzoryk – odparłam naburmuszona
- Dobra, czyli chyba pora przejść się na spacer, weź spakuj trochę potrzebnych rzeczy, ubrań, kosmetyków. Masz. – odpowiedział i rzucił w moją stronę duży czarny plecak.
- Możesz na chwilę wyjść? – przecież on nie będzie w pokoju gdy będę się przebierać
Drzwi zamknęły się a ja zostałam sama. Podeszłam do szafy wyciągnęłam z niej niebieskie jeansy i czarną podkoszulkę z nadrukiem księżyca oraz wyjącego do niego wilka. Wyjęłam z szafy jeszcze dwie pary spodni długich, dwie pary szortów, bluzę, dwie czarne koszulki, granatowe trampki, czarne japonki całą moją kosmetyczkę, bieliznę, niebieski ręcznik, gumki do włosów i moją książkę „Igrzyska Śmierci”. Plecak położyłam w kącie pokoju.  Szybko wciągnęłam na siebie ubrania i poszłam do łazienki żeby przypudrować powieki czarnym pudrem i czarną kredką do oczu dostawić stanowczą kreskę. Przejrzałam się w lustrze. Moje czarne z kilkoma białymi pasemkami włosy spływały z ramion kaskadami. „Jest dobrze” pomyślałam, po drodze zarzuciłam plecak na jedno ramię i ruszyłam do windy by szybko dotrzeć do kuchni która mieściła się na trzecim piętrze wieżowca.
Wsiadając do windy przypomniało mi się że miałam powiedzieć tacie by zmienił tą głupią piosenkę „Dwa Światy” była taka beznadziejna że aż uszy bolały! Dlaczego nie mogłabym słuchać teraz Lucy Hale : Extra Ordiniary Aldo Stonger Kelly Clarkson. Te piosenki przynajmniej były fajne!!!
Drzwi się uchyliły a ja weszłam do kuchni, rozejrzałam się po kuchni, na szczęście nikogo nie było. Podeszłam do obrazu mojej prababki Marii di Angelo. Zdjęłam obraz który zasłaniał sejf. Wstukiwałam po kolei liczby: 1-0-0-2-2-0-0-2. Następnie wstukałam kod uzupełniający: 1-0-0-2-0-6-1-6-8, drzwi sejfu odskoczyły. Wyciągnęłam z niego ponad trzy tysiące dolarów w banknotach 100$ oraz moją kartę kredytową.
Postanowiłam że zejdę schodami bo ta muzyka mnie wnerwiała lekko mówiąc.
To co zobaczyłam przed moim domem na pewno nie było wytworem mojej wyobraźni…
***
Sorki że krótki
Każdy KOMENTARZ = rozdział w jak najszybszym tempie

Prolog


Siedząc w oknie mojego pokoju nocą widzi się miasto, zatłoczone ulice i ludzi śpieszących do pracy czy domu. Patrzyłam na ten świat, świat zwykłych mieszkańców Nowego Jorku co noc i wyobrażałam sobie jak to jest byś jednym z nich. Tak dobrze przeczytaliście zwykłym. Cóż, mój tata jest właścicielem i jednocześnie szefem wszystkich firm produkujących ferrari, bolidy i Inne luksusowe samochody a co za tym idzie jest bogaty. I nie mówię tu o tysiącach czy milionach. Mój tata Warren di Angelo to miliarder, razem z nim mieszkam w samym środku Nowego Jorku w wieżowcu mającym dwadzieścia trzy piętra. Trzy z nich to mój „pokój”. Jestem jedynaczką i dlatego od zawsze chciałam mieć brata. Może się przedstawię.  Nazywam się Brenda di Angelo, mam czarne włosy i oczy. Niedawno skończyłam czternaście lat a moje urodziny świętowała połowa miasta. Jeśli chodzi o szkołę to do niej nie chodzę. Bo to ona przychodzi do mnie, wszyscy profesorzy, nauczyciele a nawet moje opiekunki które nazywałam nianiami gdy byłam mała to pracownicy zatrudnieni przez tatę. Gdy coś chcę od razu to mam, tata mi to kupuje.

Często używam komputera a gdy nie mam co robić czytam komentarze, pod artykułami o mnie, na stronach internetowych popularnych gazet. Często brzmią one następująco: „…ona to ma dobrze, jest bogata i na jej skinienie wszyscy robią co chce…” są też bardziej obraźliwe „…to tylko rozpuszczona gówniara na której zawołanie są wszyscy bo jest nadziana…”. Czasem jest mi smutno, bo takich osób które podziwiają moje pieniądze i tylko je jest więcej.

Mam tylko jednego przyjaciela, Nica di Angelo, czarnowłosego piętnastolatka o oliwkowej cerze i czarnych oczach. Pewnego dnia do spodni miał przypięty miecz, gdy spytałam „Po co Ci miecz?” odpowiedział: „To ty go widzisz?”
Tak zaczęła się moja historia