piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 2

Zapraszam do czytania i komentowania
~Nieznana

Patrzyłam oniemiała na Nica który po drugiej stronie ruchliwej ulicy walczył mieczem czarnym jak obsydian z wielkim mastiffem! Ruszyłam biegiem w jego stronę, mój mózg krzyczał: „Spierdalaj póki możesz!” lecz ja posłuchałam instynktu.
Rzuciłam się do szaleńczego biegu na drugą stronę ulicy. Samochody zatrzymywały się z piskiem opon a rozzłoszczeni kierowcy rzucali pod moim adresem pewne przekleństwa. Nie zwracałam na nic uwagi, pędziłam przez dwie ulice które tak naprawdę były autostradą. Gdy byłam w połowie drogi do Nica o mało nie potrącił mnie facet jadący w mazdzie.
- Dziewczyno tu nie ma przejścia dla piechurów!!! – darł się mężczyzna w granatowym garniturze, jego złość minęła gdy przyjrzał mi się uważniej, na pewno poznał że jestem córką Warrena di Angelo, wszyscy miłośnicy aut że tak to ujmę go znają – Ty jesteś Brenda di Angelo? Córka tego miliardera? Warrena di Angelo? Nie no – przeczesał swoje czarne włosy dłonią, wyglądał na trzydzieści pięć lat.
- Proszę się ode mnie odczepić! Przechodziłam przez ulicę i tyle. – miałam zamiar rzucić w stronę tego faceta jeszcze jakieś cięte riposty ale pochłonęła mnie misja.
- Nico! Uważaj z tobą!! – nie  byłam pewna czy chłopak poradzi sobie z dwoma psami wielkości konia! Może były nawet i większe? Zawsze uważałam ze w nocy widzę lepiej niż w dzień. To pewnie dlatego że jestem mocnym Markiem…
- Brenda do lasu!!! Uciekaj ja za chwilę cię dogonię! – krzyczał z drugiej strony ulicy mój przyjaciel broniąc  się swoim czarnym mieczem przed łapą potwora.
Stanęłam na chodniku i szaleńczo wymachiwałam ręką na jadące taksówki. Całe szczęście jedna z nich szybko się zatrzymała.
- Nico gdzie mam jechać? – spytałam
Czarnowłosy między wymienianiem ciosów z wielkim „psem” wydarł się tak głośno, tak że chyba pół stanu Nowy Jork go usłyszało.
- Na Long Island! Pole truskawek! Później do ciebie dołączę! Idź przez las i nie odwracaj się za siebie!
Znów atakował, musiałam przyznać że bardzo dobrze walczył.
- Ale…
- Żadnego ale! Masz iść i się nie odwracacza siebie… w lesie, gdy przejdziesz bramę idź do Chejrona… a później czekaj na mnie przed… domkiem trzynastym.
- Przed domkiem numer – pokiwał głową – trzynaście, tak?
- Tak, pytaj się tylko o to gdzie jest Chejron… i gdzie jest domek trzynasty… Poczekaj w nim na mnie.
Spojrzałam na niego, i powiedziałam nieme ”pa”. Na pewno zrozumiał, przecież znaliśmy się od dawna, ale on nigdy nie mówił mi o tym gdzie mieszka. Na polu truskawek? To robiło się trochę dziwne najpierw miecz, później mastiff, teraz pola truskawek…
- No już – ponaglił mnie – wsiadaj.
Otworzyłam drzwi żółtej taksówki i wsiadłam do środka, patrzyłam jeszcze jak mega mastiff rozsypuje się i zostaje z niego kupka kurzu czy pyłu. Nico szedł w stronę drzew w parku, wszedł w jedno i zniknął.
- Gdzie jechać? – spytał uprzejmym oraz miłym głosem kierowca taksówki
- Na Long Island, Pola truskawek.
- Na pewno? Jest panienka pewna?
- Oczywiście – odparłam, byłam nieco zażenowana ciekawością kierowcy.
***
Każdy KOMENTARZ = rozdział w jak najszybszym tempie

3 komentarze:

  1. Ciekawe, ciekawe... Zaczyna się rozkręcać :)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczęka na podłodze
    Mam pewność, że majątek wydany u dentysty na jej naprawienie, będzie wart tego opowiadania ;)
    Świetnie jest, idę dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. gubię się :)
    Idę się odnaleźć w kolejnym rozdziale :>
    http://niesmowite-zycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń